Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Osób Niepełnosprawnych "Węgierka" zorganizowało plenerowy festyn. Szło nie tylko o dobrą zabawę, ale też o zbiórkę pieniędzy na wyjazd rehabilitacyjny nad morze dzieci niepełnosprawnych z gminy Węgierska Górka.
Mamy sprzedawały upieczone przez siebie ciasta. Klauni malowali artystycznie twarze dzieciaków i opychali najmłodszych watą cukrową. Motocykliści brali ochotników w każdym wieku na przejażdżkę ryczącą mocarnym silnikiem maszyną dookoła placu przed sceną, na której popisywały się góralskie kapele.
Emocji na dwóch kółkach dostarczyli członkowie klubu „Moto-Łaje”, zaproszeni na „Węgierkowy” festyn z Suchej Beskidzkiej. Panowie zakuci w zbroje kombinezonów i ochraniaczy, na co dzień przemierzający stalowymi, ryczącymi setkami koni mechanicznych, maszynami, już nie raz odsłaniali przyłbice i ściągali kaski, żeby służyć najmłodszym. Wspierają dzieci z okolic Suchej i Wadowic, zbierają fundusze na leczenie maluchów, organizują akcje pomocy dla domu dziecka w Żywcu, a teraz wzięli sobie skutecznie do serca „Węgierkowych” podopiecznych.
Tym ostatnim sprzyjają także władze gminy Węgierska Górka. Gdyby ktoś był zainteresowany Stowarzyszeniem, kontakt z nim najłatwiej, prócz strony internetowej, złapać w ośrodku promocji gminy, który mieści się w samym centrum Węgierskiej Górki. Na tyłach przedszkola w Ciścu jest kilka pomieszczeń, które udostępniono stowarzyszeniu na działania rehabilitacyjne i warsztatowe. W co drugą sobotę mamy przyprowadzają tutaj swoje pociechy. Dzieciaki ćwiczą, a panie wymieniają doświadczenia i uczą się, jak funkcjonować w społeczeństwie z dzieckiem niepełnosprawnym. Pomagają im w tym zaproszeni goście. Był już psycholog, były porady, dotyczące lekarza, PFRON-u. Był ksiądz, który mówił o miejscu dziecka niepełnosprawnego w Kościele, o przygotowaniu do spowiedzi, Komunii i bierzmowania. Ale nawet, jeśli na spotkaniu nie ma jakiegoś specjalnego gościa, panie mają o czym rozmawiać.
"Moto-Łaje" specjalizują się w pomocy dzieciom ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość − Nikt mnie tak nie zrozumie, jak matka innego, niepełnosprawnego dziecka − tłumaczą.
Specyfiką stowarzyszenia jest i to właśnie, że tworzą je wyłącznie kobiety. Model funkcjonowania rodziny z dzieckiem niepełnosprawnym jest niemal w każdym przypadku identyczny: ojciec pracuje, utrzymuje tę rodzinę, a matka zajmuje się dzieckiem. Otrzymuje z tego tytułu świadczenia społeczne. Ale ich wysokość - trochę ponad 600 złotych miesięcznie - pozwala nie umrzeć z głodu. Na wszystko ponadto - z lekarstwami i rehabilitacją włącznie - trzeba szukać innych źródeł finansowania. To właśnie z tego powodu „Węgierkom” tak zależy na uzbieraniu tylu pieniędzy, żeby podopiecznych móc wysłać na turnus rehabilitacyjny tak, by rodzice nic już nie musieli dopłacać.
Ale plany stowarzyszenia są znacznie szersze. Wspólnota działa zaledwie od kilkunastu miesięcy, już udało się zorganizować cały szereg ciekawych spotkań i zabaw. A plany są jeszcze bardziej ambitne.
− Może uda nam się stworzyć coś w rodzaju domu krótkotrwałej opieki - mówi prezes Stowarzyszenia Izabela Dziedzic-Stolarczyk. − Miejsca, w którym rodzice mogliby pozostawić swoje dziecko pod fachową opieką na kilka godzin, może kilka dni. Żeby wyjechać, coś załatwić, pójść do lekarza. taka placówka miałaby charakter pionierski w skali kraju − dodaje.