W słuchawce najczęściej słyszą słowa zrozpaczonych krewnych, którzy proszą o pomoc dla cierpiących bliskich. Ale są i takie telefony, jak ten sprzed kilku dni, kiedy mąż, dziękując za opiekę nad żoną, mówił: – Nie wiedziałem, że są jeszcze tacy ludzie…
Było potrzebą serca i owocem modlitwy. – Z pomysłem założenia hospicjum wyszedł przed laty ks. Zdzisław Grochal, wówczas wikary w parafii św. Floriana. Nie mieliśmy wówczas ani ludzi, ani przygotowania czy zaplecza, ale postanowiliśmy się modlić w tej intencji. I znaleźli się ludzie, a za rok – w 1998 roku – rozpoczęliśmy posługę hospicyjną na terenie Żywca i okolicy – wspomina Stanisława Lach-Gawron, pielęgniarka i koordynator pracy hospicjum, które znalazło gościnne przyjęcie w parafii św. Floriana w Żywcu-Zabłociu. Minęło już ponad 15 lat, przez ekipę wolontariuszy przewinęło się sporo osób, choć są i takie jak pani Stanisława, które trwają od początku. Nie zmieniła się na pewno podstawowa zasada: pomagają bezinteresownie i nie pobierają żadnego wynagrodzenia. Dziś chorymi opiekują się także lekarki: Anna Dokutowicz, Ewa Zarzecka i Iwona Walatek-Stokłosa, pielęgniarki: Bożena Zając, Jolanta Kucharczyk, Małgorzata Śleziak, Bogusława Biernatek i pielęgniarz Paweł Drobisz. Pomocą służą także kapelan – po ks. Zdzisławie Grochalu tę funkcję pełni ks. Klaudiusz Dziki, dwóch rehabilitantów, psycholog i ponad 20 wolontariuszy różnych zawodów. Średnio pod ich opieką pozostaje 15 osób. – Wsparcia wymagają też ich rodziny – w opiece i pomocy czy w postaci sprzętu. Nieraz są cierpiący samotni, którzy potrzebują dosłownie wszystkiego: codziennej toalety, pielęgnacji i opieki medycznej. Bywało, że osobie, która bała się odejść w samotności, w ostatnich tygodniach towarzyszyliśmy na zmiany nieustannie – mówi pani Stanisława.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.