Była też z powodu upału dniem trudnym. Spoceni, zmęczeni, dotarli na ostatnie miejsca noclegu pod Częstochową: w Nieradzie, Starczy, Kamieńskich Młynach. Chwila odpoczynku - i z nową energią spotykali się na wieczornej modlitwie, wspólnych śpiewach, a niektórzy nawet na tańcach...
Mimo zmęczenia wkraczali do miejscowości swojego postoju zawsze uśmiechnięci i rozśpiewani. Gospodarze mijanych domów wychodzili na ulicę, pozdrawiali pielgrzymów, a także szukali wzrokiem "swoich" gości, bo wielu od lat tych przyjmuje na nocleg tych samych bielsko-żywieckich pielgrzymów...
- Raczej nie ma problemów ze znalezieniem noclegów, choć to przy liczebności naszej grupy wcale nie jest łatwe, zwłaszcza w dni weekendowe, kiedy mieszkańcy wyjeżdżają albo mają swoich gości. Ale rzeczywiście jest też sporo telefonów, bo osoby czekają na tych swoich stałych pielgrzymów - mówi Jolanta Okrzesik z ekipy kwatermistrzowskiej.
- Ogromna radością jest witać i gościć pielgrzymów. To są ludzie, którzy wiedzą, kim są, po co żyją i czego chcą od życia. Idą, aby to wszystko ugruntować. Rozumieją, że jedyne źródło siły jest w Opatrzności, a wybierają jedną z najpiękniejszych form modlitwy: pielgrzymowanie. Jestem wdzięczny za to, że pielgrzymi są i dają w naszej parafii świadectwo Ewangelii. Podczas pogodnego wieczoru chcemy się razem modlić, wspólnie uwielbiać Pana - mówi ks. Marek Włoch, proboszcz parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Nieradzie. - Goszczeniu pielgrzymów często towarzyszy nić przyjaźni, gdy ludzie spotykają się i modlą w tym samym gronie. Nieraz spotykam się z wyznaniem parafian, którzy mówiąc o swoich problemach dodają, że modlą się o jego rozwiązanie i prosili o modlitwę także swoich pielgrzymów. Tę siłę modlitwy bardzo sobie cenimy...
Trzymają się mocno!
- No faktycznie, szło się w tym upale dość ciężko, tym bardziej, że dziś mieliśmy do pokonania głównie odcinek prowadzący drogami asfaltowanymi, a one są dla pielgrzymów trudniejsze - przyznaje ks. kan. Józef Walusiak, główny przewodnik pielgrzymki. - Ale szczęśliwie dotarliśmy już na ostatni nocleg. Przed nami pogodny wieczór i Apel Jasnogórski, a jutro już ostatnia prosta: do Matki. W poniedziałek o 12.00 wejdziemy na Jasną Górę, a o 14.00 rozpocznie się Eucharystia dla pielgrzymów.
Polonez na kościelnym dziedzińcu w Nieradzie...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- Pielgrzymi mimo przemaszerowanych kilometrów trzymają się mocno - potwierdza Paweł Sułowski, lekarz z ambulansu towarzyszącego pielgrzymom. - Słońce było mocne, ale nie mieliśmy poważniejszych interwencji ani wypadków. Tak spokojnie jest właściwie od początku pielgrzymki. Kiedy zrobiło się cieplej, zaczęły się omdlenia, uczulenia na asfalt. Zdarzyło się kilka kursów do szpitala, ale obyło się bez hospitalizacji. Chodziło głównie o podejrzenia skręcenia bądź złamania. Był problem jednej osoby z nasiloną reakcję alergiczną, ale po udzieleniu pomocy mogła wrócić do pielgrzymki i iść dalej...
- Nie zawsze drogę trzeba okupić wielkimi ofiarami i bólem. Pielgrzymka, nawet lżejsza, też jest 100-procentową pielgrzymką. Dzisiaj, na tym ostatnim noclegu, kiedy zostało nam dosłownie ostatnich kilka kilometrów, czujemy się tak, jakbyśmy już pukali do bram Jasnej Góry, jakbyśmy już tam byli: pod drzwiami Matki - mówi ks. Stanisław Joneczko, przewodnik, który wraz z grupą muzyczną przed kościołem przygotowuje śpiewy liturgiczne na Mszę Świętą na wałach jasnogórskich, która w poniedziałkowe popołudnie zakończy diecezjalne pielgrzymowanie.
Kiedy rozmawiamy, przed kościołem gromadzą się pielgrzymi i mieszkańcy Nierady. Za chwilę grupa muzyczna wraz z Jackiem Jonkiszem rozpoczyna wspólne śpiewy i modlitwę, której elementem stają się również wspólne tańce, z dostojnym polonezem wokół kościoła włącznie...
Otwórzmy serca!
Pielgrzymi z czechowickiej grupy ostatnią noc spędzili w Starczy. Oni swój pogodny wieczór mieli już wcześniej. Ten niedzielny wypełniło nabożeństwo przebłagalno-pokutne z adoracją Najświętszego Sakramentu. Wzięli w nim udział także pielgrzymi z grupy rowerowej, która dojechała z Czechowic-Dziedzic.
- Chodzi o to, byśmy stanęli przed Maryją z czystymi i otwartymi sercami - tłumaczył ks. Piotr Krzystek, przewodnik grupy, zachęcając do sakramentu pojednania.
A w konferencji ks. Krzystek przywołał słowa Ewangelii o św. Piotrze, który szedł do Chrystusa po wodzie, zachwiał się z okrzykiem: "Panie, ratuj!" i został przez Pana uratowany.
- Takie wyjście Piotra za burtę łodzi wymagało odwagi. My prosiliśmy Pana Boga, żeby pomógł nam stać się w pełni chrześcijanami. I Bóg dał nam tą szansę, aby wyruszyć w drogę, która także wymaga odwagi. Ilu naszych przyjaciół mówiło: - Chyba oszalałeś, żeby iść na piechotę czy jechać na rowerze do Częstochowy! A my wszyscy pokonaliśmy obawę i wystawiliśmy za burtę najpierw jedną, później druga nogę - aby pójść za Jezusem. I idziemy do Niego i jego Matki, mierząc się z rozmaitymi lękami. Zrobiliśmy ten krok i ruszyliśmy za Mistrzem. Ta decyzja jest naszym sukcesem. Obyśmy kroczyli za Mistrzem w każdej sytuacji, nawet w trasach, które mogą się nam wydawać nie do przejścia. Pamiętajmy, że Pan podaje dłoń i pomaga nawet w chwili zwątpienia tym, którzy idą do Niego - mówił ks. Krzystek.