Solidarność umarła?

Byłem na kanonizacji. Czułem, że czegoś mi brakuje.

Uczucie braku to taki bolesny stan wewnętrzny. Żeby ów ból uśmierzyć, najlepiej dociec jego przyczyny. Więc cały czas, kiedy stałem w nocnej kolejce na Plac św. Piotra, próbowałem znaleźć przyczynę bolesnego wnętrza.

- Brakuje mi swobody ruchu! - przyszło mi najpierw do głowy. Żeby ściągnąć plecak, muszę najpierw porobić dookoła łokciami. Nie jest to zbyt chrześcijańskie, ale skuteczne. Żeby założyć plecak... No tak, plecaka założyć się nie da. Więc to jest jakiś brak swobody ruchu, ale ostatecznie właściwie tylko stoję, więc co to za brak.

- Brakuje mi modlitwy - pomyślałem następnie.

Sam próbowałem namówić sąsiadów na Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wyszło to dość anemicznie. Potem ktoś zaczął jakąś pieśń, drugą. Zdechło. Ale w ścisku trudno było złapać oddech, a bez tego nie da się śpiewać. Zacząłem modlić się sam, po cichu, tak bardzo w sobie. Ale brak czegoś wciąż bolał.

- To może chodzi o głębsze relacje? - taka myśl mi błysnęła.
Zagadnąłem do grupki pań o egzotycznej urodzie i bezpiecznym kanonicznie wieku, sięgających wzrostem mojego łokcia. Okazało się, że są ze stanu Nowy Meksyk w USA, przyjechały tu nie z księdzem, tylko z diakonem, i że są z parafii św. Jana. A potem panie prawie że zemdlały, bo na wysokości ich nozdrzy było po prostu duszno, zabrało je „soccorso”, czyli służba medyczna i tyleśmy napogłębiali relacji.

Szukając dalej w kluczu zmysłów, porzuciłem dźwięki. Dotyk był aż nadto intensywny, w postaci tłoku. Jeśli chodzi o węch, na żadne braki nie można było narzekać i na tym poprzestańmy. A wzrok? Była noc, potem dzień. Ludzi widzę, obrazki „Jezu, ufam tobie” w rękach, domy, plac, chorągwie, flagi - najwięcej biało-czerwonych, transparenty... Robi mi się coraz cieplej. Wiem, czego nie widzę. Chyba po raz pierwszy w życiu jestem na takiej uroczystości, której bohaterem jest Jan Paweł II i nie widzę ani jednego znaku „Solidarności”. Widziałem go - nielegalnym - w latach 80. podczas polskich pielgrzymek papieża. I później, gdy był już legalny - też. I w roku Wielkiego Jubileuszu w Rzymie. I podczas beatyfikacji. Nawet pamiętam taki wielki baner „Solidarność Podbeskidzie”, do którego, choć chciałem, nie udało mi się dostać.

- Solidarność umarła - pomyślałem sobie. I to mnie tak jakoś zabolało. I wtedy ktoś poczęstował mnie kawowym cukierkiem. A ja podałem komuś butelkę wody mineralnej, która do mnie przyszła na rękach sąsiadów. A w czasie Mszy śpiewaliśmy wspólnie „ora pro nobis!” i martwiliśmy się o tych, którym zrobiło się słabo.

- Solidarność wciąż żyje - uspokoiłem się. - To tylko „Solidarności” zabrakło, tego znaczka, logo. A może tylko nie miałem szczęścia i nie dostrzegłem w tłumie, choć sprawdziłem wszystkie zdjęcia, które mam w aparacie i „Solidarności” nie znalazłem. Może - jak chcą kąśliwi komentatorzy - faktycznie z Janem Pawłem II przeminęło coś, co się nie powtórzy?

Ja na wszelki wypadek jeszcze raz sprawdzę te zdjęcia w moim aparacie. Może coś przeoczyłem.

Przeczytaj także: Święci są wśród nas
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..