Ngaoundaye potrzebuje naszej modlitwy

- Z jednej strony czuję się bezsilna - jestem tutaj, a moi przyjaciele tam. A z drugiej - jest to, co najpewniejsze: modlitwa. Proszę o nią wszystkich - mówi misjonarka s. Izabela Pilorz z Cieszyna.

- Kiedy ojcowie kapucyni z Republiki Centralnej Afryki mówią, że nie chcą wyjeżdżać, że chcą zostać, to ja to doskonale rozumiem. Tam gdzie jest misjonarz, tam jest pokój. Nie zostawią swoich afrykańskich współbraci, ani mieszkańców, wśród których pracują: sierot, chorych, niewidomych. Ale potrzebują też pomocy i obecności wojska - sił pokojowych - mówi s. Izabela Pilorz - pochodząca z Cieszyna, misjonarka ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza.

Siostra Izabela wyjechała na misje do RCA 11 stycznia 2011 roku. Kiedy konflikt mocno się zaostrzał, w marcu zeszłego roku przyjechała do Polski, do Cieszyna, z pragnieniem jak najszybszego powrotu do placówki misyjnej w Ngaoundaye. Okazało się to niemożliwe. Także sierpniowy plan powrotu do Afryki trzeba było odwołać - siostra Izabela została w domu, ze względu na stan zdrowia rodziców, wymagających stałej opieki.

Ngaoundaye potrzebuje naszej modlitwy   Beafrika – "serce Afryki", czyli Republika Centralnej Afryki. Tam pracowała s. Izabela Pilorz z Cieszyna Urszula Rogólska/GN Od kilku dni, o tak bliskiej jej maleńkiej wiosce Ngaoundaye mówią niemal wszystkie media w Polsce. Rebelianci z Seleki zaatakowali m.in. tę placówkę - przebywają tam właśnie polscy misjonarze i siostry pasterzanki.

Siostra Izabela mówi, że to dla niej bardzo trudne doświadczenie, kiedy nie można być obok przyjaciół w takiej sytuacji. - Jestem w Polsce, ale nie ma chwili, żebym nie myślała o bliskich mi ludziach, którzy sa tam, w Afryce. Teraz wiem bardzo dobrze, co tak naprawdę znaczy "współodczuwanie". Z jednej strony czuję się bezsilna, a z drugiej - jest to, co najpewniejsze: modlitwa. Proszę o nią wszystkich. Razem z moimi współsiostrami jesteśmy w stałym kontakcie z siostrami Basią, Anią i naszą wolontariuszką Eweliną, które wraz z braćmi kapucynami są w Ngaoundaye. Pisał do mnie także ojciec Zbigniew Tadeusz Kusy, franciszkanin pochodzący z Cieszyna, który jest w stolicy RCA - Bangui.

S. Izabela dodaje: - Najbardziej boli mnie to, że przedstawia się ten konflikt jako międzyreligijny. Próbuje się skłócić chrześcijan i muzułmanów, którzy nie byli nastawieni przeciw sobie. Kiedy jeździliśmy do Kamerunu na zakupy, tam także spotykaliśmy się z muzułmanami i nigdy o żadnej wrogości nie było mowy - podobnie jak u nas, w RCA. Ale jak wiadomo - agresja rodzi agresję. Rebelianci strzelają, giną ludzie. Misjonarzom kradną samochody, komputery, telefony, pieniądze - więc to i tak cud, że mamy z nimi jeszcze kontakt, że wiemy co tam się dzieje i jak bardzo mieszkańcy RCA potrzebują naszego wsparcia - takiego, jakie każdy może dać: modlitwy.

« 1 »