Ksiądz złapał złodzieja: odruchowo

Media już go okrzyknęły drugim księdzem Mateuszem, porównując do serialowego bohatera. Ks. Mirosław Kareta z cieszyńskiej parafii św. Marii Magdaleny śmieje się tylko z tych etykiet.

A na serio tłumaczy, że nigdy go nie interesowała kryminalistyka. - Złodzieja trzeba łapać - to prosty odruch, który powinien zadziałać w każdym, kto jest po stronie dobra - tłumaczy.

Cała sprawa rozegrała się w kilkanaście sekund. 65-letnia kobieta, która wsiadała do samochodu przy cieszyńskiej ulicy Matejki, zaczęła przeraźliwie krzyczeć, gdy młody mężczyzna otworzył tylne drzwi jej mercedesa i - zanim ruszyła - z siedzenia ukradł jej torebkę z dokumentami i pieniędzmi. Pobiegł w kierunku placu ks. Londzina, W pościg za złodziejem ruszyło dwóch przechodniów, którzy akurat znajdowali się niedaleko.

- Właśnie wyszedłem z apteki u ojców bonifratrów i spokojnie szedłem, kiedy usłyszałem ten krzyk. Bez namysłu ruszyłem za złodziejem, z drugiej strony biegł jeszcze jeden mężczyzna. Zdążyłem zabiec złodziejowi drogę i we dwójkę go złapaliśmy. Przytrzymaliśmy go i zadzwoniłem po policję, 29-letni amator cudzego trafił do aresztu, a kobieta odzyskała swoją własność. Nic nadzwyczajnego: po prostu nie zastanawiając się i nie roztrząsając niczego wystarczyło zareagować spontanicznie - opowiada ks. Mirosław.

Trochę go zaskoczyło zainteresowanie medialne dla całej sytuacji. On sam nie widzi w tym zdarzeniu czegoś szczególnego.

- Myślę, że tak trzeba było zareagować i tak powinien zachować się każdy. Mnie tak wychowano i sprzeciw wobec zła jest dla mnie naturalny. A już na pewno nie widzę w sobie podobieństwa do telewizyjnego detektywa i na pewno nie mam takich ambicji, by być drugim księdzem Mateuszem. Mnie całkowicie wystarcza do szczęścia to, co mogę robić jako ksiądz: sprawować Eucharystię, spowiadać, katechizować. Jeżeli mam mówić coś o tym zdarzeniu, to wyłącznie po to, żeby młodzi, na przykład moi uczniowie, mogli sobie uświadomić, jak należy reagować, kiedy widzi się zło - zaznacza.

Ks. Mirosław wprawdzie nie czuje się bohaterem, ale jednak jest troszeczkę dumny. - Tak po cichu z satysfakcją myślę o tym, że i z kondycją fizyczną nie jest najgorzej, skoro zdołałem dogonić złodzieja kilkanaście lat ode mnie młodszego, a ostatnio moim głównym treningiem są tylko piesze pielgrzymki - przyznaje ze śmiechem, wracając do swoich zwyczajnych kapłańskich obowiązków.

 

« 1 »