To była prawdziwa próba wytrwałości, choć najbardziej doświadczeni pielgrzymi byli przygotowani i na tę ewentualność. Po tropikalnym skwarze nagle ubyło 25 stopni i maszerowali w deszczu...
- Trochę za chłodno, ale w sumie lepiej się idzie niż w skwarze. Nareszcie można spokojnie oddychać - podsumowywali z uśmiechem nagłą zmianę temperatur pielgrzymi z Czechowic-Dziedzic, nie przejmując się zbytnio sobotnim porannym deszczem. Podczas postoju przy kościele w Miotku rozgrzewkę zapewniła gorąca zupa i herbata, czekające na pielgrzymów u sióstr elżbietanek.
- Rzeczywiście, chyba pierwszy raz doświadczyliśmy takiej sytuacji, że najpierw nie było się jak w drodze ochłodzić, bo wszystko było rozgrzane: nie tylko powietrze, ale także mury, kamienie. Medycy nad nami czuwali, przypominali o piciu płynów i noszeniu czapek - i nie było poważniejszych kłopotów ze zdrowiem. Troje sercowców na wszelki wypadek nie ryzykowało dalszego marszu i dojadą do nas do Częstochowy, a reszta maszerowała i maszeruje nadal. Grupa w dużej części składa się z doświadczonych pielgrzymów i nie mieli problemów, by poradzić sobie z trudnościami w każdej sytuacji. Dzisiaj jest trochę chłodniej, ale za to gorąca atmosfera - mówi ks. Piotr Krzystek. - Pomaga nam też bliska łączność z parafiami, w których gościmy na postojach i noclegach. Duża życzliwość naszych gospodarzy w Orzeszu, Bujakowie, czy tutaj, w Miotku, jest w pielgrzymowaniu bardzo ważna.
Pielgrzymi nie skupiali się oczywiście na pogodzie, choć utrudniała ona marsz. Zgodnie z planem wysłuchali w drodze konferencji na temat wiary, które wygłaszał ks. Krzysztof Walczak. - Dużo uwagi poświęciliśmy sprawom modlitwy i życia wiarą na co dzień. Staram się przybliżyć pielgrzymom, że żyć wiarą oznacza nie tylko uwierzyć w Pana Boga, zaufać Bożym obietnicom, ale także przyjąć Jego drogowskazy: przykazania. Chodzi o to, by nie traktować ich jako przeszkód ograniczających człowieka, ale jako dary, które mają nas uchronić przed zejściem na złą drogę. Mówiliśmy też o modlitwie, która nie może się ograniczać jedynie do wypowiadania gotowych formuł, ale ma być porywem serca, spotkaniem z Bogiem, pragnieniem szukania woli Bożej - mówi ks. Krzysztof Walczak.
- Przez naszą parafię w Miotku przechodzą też pielgrzymki, m.in. z Rybnika, Kochłowic. Cieszymy się, że tu jesteście, że możemy was przyjąć. Zawsze z daleka słychać, jak śpiewacie piosenki - uśmiecha się ks. Antoni, proboszcz parafii w Miotku, który przez pielgrzymów obdarowany został symboliczną legitymacją pielgrzyma i koszulką.
- Bardzo dobrze się pielgrzymuje w tej grupie i nie idę z jakiegoś obowiązku, ale prosiłam, by móc iść z tą pielgrzymką - przyznaje siostra Agnieszka, salwatorianka z Goczałkowic. - Razem się modlimy i tańczymy z młodzieżą. Chcemy pokazać, że chrześcijaństwo jest radosne, że cieszy możność przebywania z Chrystusem. Pragniemy dać świadectwo zwłaszcza wobec młodych, by zrozumieli, że Kościół to nie jest miejsce dla smutnych, ale że tworzą go zwyczajni ludzie, którzy czasem są księżmi czy siostrami zakonnymi. I że możemy razem się modlić, rozmawiać o ważnych sprawach - i żartować, i tańczyć.
Ale numer!
Stanisław Michalak z Zabrzega z dumą na pielgrzymkowym identyfikatorze pokazuje numer: 100. - Na trzech pierwszych pielgrzymkach bez żadnych zabiegów tak się złożyło, że miałem setny numer. I teraz już z góry jest mi przypisany. Chodzę więc co roku. Nawet jeśli ma się już swoje lata, można podołać - trzeba tylko wiary. Jeśli jest wiara, to się dojdzie. A rok temu miałem ten zaszczyt, że było mi dane wnosić krzyż na Jasną Górę. Byłem szczęśliwy - mówi pielgrzym Stanisław.
Na czele pielgrzymiej rodziny starsi bracia wieźli w wózkach najmłodszych bliźniaków: Piotrusia i Pawełka, którzy nie bacząc na głośne śpiewy spali sobie smacznie, otuleni w kocyki. Okryci płaszczem Matki, szli za nimi pozostali pątnicy.