Z Leśnej w świat

Pasterz powinien pachnieć swoją owczarnią.

Słyszałem kiedyś anegdotę o wioskowym biedaku, który postanowił udać się na koniec świata.

- To całkiem nie daleko - ktoś zadrwił sobie z niego. - Dojdziesz tam w dwa dni.

Ruszył o świcie. Szedł cały dzień, a kiedy zaczęło zmierzchać ułożył się pod przydrożną topolą do snu: nogami w tę stronę, w którą o poranku miał kontynuować podróż. Nocą przechodzili obok jacyś młodzieńcy. W świetle pochodni dostrzegli śpiącego. Postanowili zrobić mu na złość. Po cichu, żeby go nie zbudzić, odwrócili biedaka o sto osiemdziesiąt stopni - nogami w przeciwną stronę, niż ten ułożył się do snu. Kiedy rankiem nasz bohater zrzucił sen z powiek, sprawdził tylko, jak ułożone są jego nogi, po czym zerwawszy się ruszył żwawo naprzód. Wieczorem spodziewał się dotrzeć na koniec świata. Kiedy minął dzień, a on stanął - niczego nieświadomy - w swojej rodzinnej wiosce, nie mógł się nadziwić, że gdzieś na końcu świata, wszystko jest takie samo, jak tam, gdzie się urodził i przeżył całe swoje życie.

Przypomniała mi się ta historia przy okazji jubileuszu czterdziestolecia kapłaństwa ks. Andrzeja Urbańskiego. Uroczystości zorganizowali mu jego rodacy w Leśnej na Żywiecczyźnie. Ks. Andrzej był generalnym przełożonym salwatorianów. Wcześniej pracował na misjach w Tanzanii. Teraz też tam zamierza wrócić. Tanzania. to dla nas w pewnym sensie koniec świata. Inny kraj, inny klimat, inni ludzie. Na jubileusz ks. Andrzeja przyjechał do Leśnej były prezydent tego kraju Benjamin Mkapa. Na marginesie: okazało się, że prezydent obcego państwa może przyjechać do Europy Środkowej i wcale nie dostać jajkiem po marynarce. I może być kulturalnie i miło.

Co mnie jednak najbardziej urzekło w tym jubileuszu, to prawda, która z trudem i z rzadka dociera do nas: Kościół jest wszędzie taki sami, bo ludzie są tacy sami. I ich pragnienie spotkania Boga jednakowo silne. I potrzeba apostoła - człowieka, który innym to spotkanie umożliwi, przybliży jego chwilę - tak samo pilna.

I jeszcze coś o prezydencie Mkapie. Gdyby przyjechał do Leśnej na otwarcie punktu pocztowego albo kolektury totolotka, to czyniły zaszczyt, dodałby splendoru, to byłaby kwestia prestiżu. Wizytę głowy odległego państwa w góralskiej wiosce, w kontekście jubileuszu kapłana-misjonarza trzeba odczytać inaczej. W Wielki Czwartek papież Franciszek - wiadomo, jak to On - wypowiedział, tym razem do kapłanów - kolejne zaskakujące słowa. Mówi się dzisiaj: „kwiatki papieża Franciszka”. Co za głupie określenie, bagatelizujące papieskie nauczanie, przekazywane zrozumiałym dla wszystkich językiem. Takie z przymrużeniem oka, że niby nie potrzeba, by je traktować serio. No więc papież Franciszek powiedział do księży, że Dobry Pasterz to taki, który pachnie swoją owczarnią. Jeżeli ks. Andrzej, były misjonarz z Tanzanii, przyjeżdża do swoich rodaków, a z nim jest sam były prezydent tego kraju, to ten niski, ciemnoskóry pan w garniturze nie jest chodzącym prestiżem, ale zapachem Owczarni, w której jubilatowi przyszło pracować. Wiem, że to może trochę grubiańskie porównanie, że komuś się może głupkowato kojarzyć. Trudno, nic na to nie poradzę. To nie ja je wymyśliłem. To papież.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..