20 rodziców dzieci z Niepublicznego Przedszkola Katolickiego im. Dzieciątka Jezus w Kętach wystawiło dla swoich pociech "Królewnę Śnieżkę".
Burza oklasków, dużo śmiechu, ale i - przez chwilę - łzy, dramatyczne westchnienie: „Moja mama nie żyje...” i mieszane uczucia dzieci na widok pocałunku składanego przez Księcia na ustach Królewny - tak emocjonująco było w sali dawnego kina „Hejnał” w Kętach, gdzie z okazji Dnia Dziecka rodzice wystawili dla swoich dzieci „Królewnę Śnieżkę”.
- Pomysł zrodził się na wrześniowej radzie pedagogicznej - opowiadają Malwina Pocik, Anna Płonka i Agnieszka Dwornik, przedszkolanki z Niepublicznego Przedszkola Katolickiego im. Dzieciątka Jezus w Kętach, do którego uczęszcza 75 dzieci z gminy Kęty i okolic. - Pomyśleliśmy, że fajnie by było zaangażować rodziców w ten sposób.
Dwa miesiące temu panie przedszkolanki zaprosiły rodziców do udziału w przedstawieniu. Na drugie spotkanie przyszli ci, którzy chcieli się zaangażować w grę na scenie. Potem podział ról, dwie próby i ostatnia, generalna, tuż przed spektaklem. Rolę Księcia i Śnieżki odegrało małżeństwo - żeby pocałunek nikomu nie stwarzał problemu!
- Dwudziestu rodziców chciało wziąć udział w przedstawieniu - relacjonują przygotowania przedszkolanki. - Wybraliśmy „Śnieżkę” - dzieci znają treść tej bajki, a i rodzice bez trudu ją sobie przypomnieli. Jest tam sporo ról do obsadzenia, więc każdy z rodziców mógł wystąpić na scenie. Wielu też pomagało przy budowie scenografii, inni zgłaszali swoją gotowość pomocy.
Premiera wypadła znakomicie. - Rodzice spisali się świetnie! Dziś tego nie było widać, ale na próbach wszyscy naprawdę świetnie się bawiliśmy. Śmiechu było co niemiara - mówią opiekunki dzieci. - Jeden tatuś dopisywał zabawne kwestie do swojej roli, układał nowe rymy, czym wzbudzał ogólny „niepokój”, kiedy wszyscy szukali w scenariuszu tekstu, którego tam nie było.
- To było pierwsze takie przedstawienie w dziejach przedszkola - dodają Malwina Pocik, Anna Płonka i Agnieszka Dwornik. - Zwykle to dzieci występują na scenie dla swoich rodziców lub dziadków. Chciałyśmy, żeby ten jeden raz dzieci były widzami, a rodzice aktorami. Żeby poczuli ten stres towarzyszący występom. Ale żeby też zobaczyli namiastkę naszej pracy. Dla dzieci to naprawdę była niespodzianka. Rodzice potrafili utrzymać w tajemnicy przygotowania. Jeśli nawet dziś się czegoś przestraszyły, to tylko na chwilę, bo na ratunek obok było drugie z rodziców albo któraś z nas.
- To ja byłam tą staruszką, która podała Śnieżce zatrute jabłko - mówi Agnieszka Dubiel, mama Dawidka. - Kiedy przyszłam z mężem na pierwsze spotkanie, rzucił tylko: „To co, Aga, występujemy?”. I wystąpiliśmy. Mąż dostał niezwykle ambitną rolę Drzewa. Mógł sobie poszumieć. I proszę dopisać: „Dawidku, to dla ciebie! Bardzo cię kochamy!”.
- Przedstawienie na pewno wymagało ze strony rodziców wielkiego poświęcenia - mówi ks. Stanisław Cader, dyrektor przedszkola. - Wiemy, w jakich godzinach odbierają dzieci. Żeby dziś zdążyć, niektórzy zwolnili się wcześniej z pracy, inni zamienili się na dniówki. Myślę, że sam spektakl to była wielka atrakcja dla nas wszystkich.