Żeby każdy z nas, jak Jezus, stał się człowiekiem...
Ruszył „Gościowy” konkurs fotograficzny pod tytułem: "Szopka". Mam nadzieję, że zasypią nas e-maile, może nawet „fizyczne” zdjęcia, czyli takie jak kiedyś: na błyszczącym papierze. Wybierzemy najpiękniejsze, pewnie znajdzie się też jakaś nagroda.
Mam swoich faworytów. Podobają mi się szopki z żywymi zwierzętami, a moda na nie w parafiach Podbeskidzia nie słabnie. Doceniam w nich to, że więcej wiernych, niż dotąd, angażuje się w przygotowanie dekoracji, zacieśniają się społeczne więzi, rodzi się satysfakcja, rośnie poczucie odpowiedzialności za wspólne dobro i za życie - taka chrześcijańska ekologia: bo osiołek, wielbłąd i lama wyżerkę mają taką, że na wolności trudno pewnie marzyć o lepszym zaprowiantowaniu.
Nie dorobiliśmy się u stóp Beskidów jakieś spektakularnej szopki mechanicznej, zwanej również ruchomą, ale te które widziałem w Polsce, choć są efektem rzucającego na kolana nakładu pracy, trącą mi jakoś kiczem.
Za to mamy wciąż gorąco pielęgnowaną tradycję Jasełek: od przedszkola do... Cieszyna, gdzie na scenie teatralnej całe pokolenia rodzimych aktorów głoszą chwałę Wcielonego Słowa.
Mamy w Beskidach, nie zawaham się powiedzieć, najlepsze żywe szopki na świecie: Kolędnicy, Herody, małe chaśniki, co po kolędzie chodzą ze skrzypkami i heligonką, „na scynści, na zdrowie, na to Błoze Narodzyni” winszują, turoniem kłapią, do kapelusza dutki zbierają - tradycja żyje.
Znalazłaby się na Podbeskidziu też i szopka Polska, patriotyczna, gdzie złoto, kadzidło i mirrę Mieszko, Chrobry i Sobieski niosą - takie to dziwy u nas w kościołach zobaczyć można.
Ale mój osobisty ranking na najpiękniejszą szopkę wygrała już dawno ta, którą zobaczyłem kilka lat temu w podżywieckiej Trzebini: siostry karmelitanki z księdzem proboszczem ją wymyśliły, z pomocą młodzieży zamysł udało się spełnić. Szopka zwykła, prosta: choinki, światełka, pastuszki, Józef i Maryja. W samym środku dekoracji było najważniejsze: Dzieciątko leżało na przełamanym, ogromnym bochnie chleba.
Betlejem - „dom chleba” - tak się tłumaczy tę nazwę. W Trzebini zobaczyłem proroctwo dosłowne: Jezus staje się chlebem. A co się dzieje z chlebem? Chleb staje się człowiekiem. Dziwi was to? Przecież jemy chleb. I w co on się zamienia? W naszą ludzką siłę i w nasze ludzkie ciało, w człowieka. Czy można lepiej, dosadniej pokazać tajemnicę Wcielenia: to, że Bóg stał się człowiekiem.
I ja, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, jestem powołany, żeby Go naśladować.
To znaczy, że ja też muszę stać się człowiekiem. Zanim będę księdzem, mamą, tatą, babcią, kierowcą, maszynistą, górnikiem lub drwalem, najpierw muszę stać się człowiekiem - jak Bóg.
Po to są Święta Bożego Narodzenia. Żeby każdy z nas - jak Jezus - stał się człowiekiem - tego sobie i Drogim Czytelnikom „Gościa Bielsko-Żywieckiego” życzę.