Ola i Julia

Urszula Rogólska

|

Gość Bielsko-Żywiecki 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Jeszcze parę lat temu marzyła o patrzeniu w gwiazdy i studiowaniu astrofizyki. Niespodziewanie została częścią innego gwiazdozbioru – tego z oscarowego Hollywood. Na co dzień jej towarzyszką spoglądania w prawdziwe niebo jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus.

Autoportret młodej aktorki z Czechowic-Dziedzic. Autoportret młodej aktorki z Czechowic-Dziedzic.
Archiwum Julii Polaczek

Kiedy 11 marca w Hollywood twórcom filmu „Strefa interesów” wręczano Oscary dla najlepszego filmu międzynarodowego i za najlepszy dźwięk, reżyser Jonathan Glazer mówił, że swój obraz dedykuje Aleksandrze Bystroń-Kołodziejczyk – odważnej dziewczynie z Brzeszcz, „Olenie” z ruchu oporu, która w czasie II wojny światowej dostarczała jedzenie dla więźniów obozu koncentracyjnego w Auschwitz, a także przekazywała im wiadomości.

Film pokazuje codzienne życie rodziny komendanta KL Auschwitz Rudolfa Hoessa w willi znajdującej się w strefie interesów niemieckiego obozu. Jasna, pełna nadziei postać Oli, stała się kontrapunktem dla mrocznej historii i atmosfery obrazu.

Tysiące kilometrów od Los Angeles, tamtej oscarowej nocy, w swoim czechowickim domu, galę oglądała Julia Polaczek – od 2023 r. studentka Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie – której Jonathan Glazer powierzył rolę „Oleny”. – Galę miałam oglądać w Krakowie z Zuzią Kobielą, która w filmie zagrała pomoc domową komendanta, ale tak się złożyło, że w końcu relację oglądałam sama w Czechowicach. Bardzo się ucieszyłam z Oscarów, ale nikogo nie budziłam. Pomyślałam, że taka wiadomość może poczekać do rana – śmieje się Julia.

Julia i Ola

W 2019 r. Julia – nastolatka wielu talentów, kochająca teatr i nauki ścisłe – kończyła Katolicką Szkołę Podstawową im. św. Brata Alberta w Czechowicach-Dziedzicach i rozpoczynała naukę w V LO w Bielsku-Białej. – Uczestniczyłam też w zajęciach studium aktorskiego Art-Play Doroty Pomykały w Katowicach. I po jednym z egzaminów, w czerwcu 2021 r. pani od dykcji, Danuta Schlette, zabrała nas do Teatru Korez na casting dla epizodystów i statystów. To była taka „masówka” – każdy mógł przyjść. Po castingu dostałam zaproszenie na spotkanie z reżyserem w Oświęcimiu. Bardzo się zdziwiłam, bo zazwyczaj taki proces trwa o wiele dłużej. Myślałam, że może spotkam się z reżyserem obsady. Okazało się, że to już była 40-minutowa rozmowa z samym Glazerem. Na szczęście dzięki szkole – m.in. KSP – potrafię dobrze posługiwać się językiem angielskim, więc dyskusja przepłynęła bardzo pozytywnie. Złapaliśmy wspólne tematy – Bob Dylan, zdjęcia analogowe. Pojeździłam wtedy wzdłuż Soły na rowerze Oli z lat 40. XX w. i nazajutrz miałam informację, że dostałam rolę.

Poszukiwania dziewczyny do roli Oli trwały wtedy od dwóch lat. – Jonathan miał zasadę – jeśli zobaczy właściwą kandydatkę, będzie wiedział od razu, że to ona. Tak naprawdę miałam dużo szczęścia. Wydawało mi się, że dostanę co najwyżej jakiś epizod, może będę statystką, a tu taka niespodzianka – dodaje Julia.

To reżyser opowiedział jej o Aleksandrze. – Nie chciał, żebym szukała czegokolwiek na jej temat, ale oczywiście z ciekawości i chęci bycia wierną bohaterce, która istniała naprawdę, szperałam w archiwach. Na stronach amerykańskiego Muzeum Holocaustu znalazłam nawet dwugodzinny wywiad nagrany przed laty. W czasie przygotowań koproducent Bartek Raiński podzielił się ze mną 100-stronicową transkrypcją rozmowy twórców filmu z panią Aleksandrą z 2016 r.

Julii zależało na zbudowaniu duchowej więzi z Olą. – Żałuję, że nie było mi dane się z nią spotkać. To była przepiękna osoba, jasny anioł tamtych czasów – opowiada. – Odwiedziłam jej dom, poznałam siostrzeńca Kazika. Przyjeżdżałam na rowerze z Czechowic na jej grób w Brzeszczach – ale już na swoim, nie tym z lat 40. XX w.

Julia kontynuuje: – Jonathan szukał naturszczyków. Jego metoda pracy polegała na tym, że ja miałam nie tyle kreować rolę, ale wejść w pewne realia, wykonać proste czynności i być sobą. To było dość nietypowe. Miałam pewne zaplecze do pracy aktorskiej, ale w tym projekcie nie było mi dane z niego czerpać. Oczywiście bardzo angażowałam się emocjonalnie i fizycznie, ale tam nie było żadnego odgrywania. Najwięcej dało mi to związanie z bohaterką. Nie miałam się stawać nią, ale być pewnego rodzaju medium – oddać jej głos, ale pozostać sobą.

Julia grała w autentycznej sukience Oli, znalezionej na strychu. Prawdziwe były też wstążki bohaterki.

Solidne podstawy

W czasie pracy nad filmem Julia była uczennicą drugiej klasy liceum. Nauki nie zaniedbała. – Tak naprawdę to było osiem dni zdjęciowych plus przygotowania i jeden dzień zimą. Dostałam pismo od produkcji dla dyrekcji, podpisane przez Ewę Puszczyńską, by potwierdzić mój udział w filmie – do tej pory znajduje się ono na stronie szkoły – wspomina Julka.

„Strefa interesów” to było pierwsze doświadczenie Julii na poważnym planie filmowym. Rok temu zagrała główną rolę Klary w filmie „Lany poniedziałek”, który dopiero wejdzie na ekrany kin.

– Na pewno miałam dużo szczęścia, że tak się rozpoczęła ta moja przygoda z filmem, ale spotkałam też na swojej drodze wiele inspirujących i wspierających mnie osób. Wśród nich są: Iwona Sojka, przy której stawiałam pierwsze sceniczne kroki jeszcze w SP 5 w Czechowicach-Dziedzcach, Barbara Bielaczyc z Teatru Muzycznego Movimento, Anna Tomanek-Puda z KSP, Danuta Pomykała i Danuta Schlette – dzięki nim mam solidne podstawy warsztatowe.

Obecnie Julia jest na urlopie dziekańskim i pracuje nad kolejną rolą – jest córką głównej bohaterki jednego z seriali Warner Bros’a.

Scena i niebo

Aktorstwo nie jest jej jedyną pasją. Dostała się także na reżyserię w Katowicach. – To jest fach, który chciałabym podjąć może po szkole aktorskiej. Nakręciłam już swój pierwszy krótkometrażowy film pt. „Mój krytyk” – dostępny na YouTubie – w którym zagrali moi przyjaciele.

Kolejną pasją Julki jest fotografia analogowa. Od dziadków dostała aparaty Zenit E i Lomo. W łazience ma małą ciemnię, gdzie wywołuje czarno-białe klisze, na których najczęściej uwiecznia swojego kota i przyjaciół.

Ostatnio ma jeszcze jedno zajęcie: – Uwielbiam kopać piłkę z moim młodszym bratem Markiem – opowiada.

Swojego czasu Julkę pasjonowała fizyka. Myślała wtedy nawet o studiowaniu astrofizyki. – Jeżdżę na Karmelitańskie Dni Młodych i ostatnio jeden z ojców prowadził wykład „Bóg a nauka”. Bardzo mi się spodobał. Lubię dywagacje na ten temat – dopowiada.

Duchowość karmelitańska to świat jej duszy. Najbliższa jest jej postać św. Teresy od Dzieciątka Jezus. – Moja mama zafascynowała się św. Janem od Krzyża. Ja dopiero zaczynam się wgłębiać w jego literaturę, ale czuję, że jeszcze muszę dojrzeć do tego poziomu. Na razie trzymam się Teresy – mówi. – Jak jest tylko okazja, wybieram się do Czernej, gdzie karmelici prowadzą spotkania dla młodych. Pan Bóg jest dla mnie na pierwszym miejscu, ale znajduję się na takim etapie życia, że dopiero uczę się o Nim mówić i nie ukrywać się z tym. Jestem w środowisku, w jakim jestem, i bywa różnie – dodaje. – Wiara to coś bardzo mojego. Przeżywam tę relację mocno wewnętrznie, ale też cieszę się z każdej okazji, kiedy mogę się tym podzielić w nieskrępowany sposób. Na razie kursuję między Krakowem a Śląskiem, ale myślę, że kiedy osiądę na stałe w Krakowie, włączę się w duszpasterstwo akademickie karmelitów w Krakowie.

Dla Julii taką karmelitańską postawą pokory jest i Ola, jej bohaterka ze „Strefy interesów”. – Kobieta niezwykłej odwagi, która całe swoje życie przeżyła niejako w ukryciu. Nie miała dzieci. Została sama z siostrzeńcem. Nigdy nie spotkały jej żadne laury za to, co zrobiła, a na co niewielu się odważało – zauważa Julia. – Cieszę się, że dzięki temu filmowi mogła zabrać głos. Zmarła dwa tygodnie po tym, jak spotkali się z nią filmowcy. Cieszę się, że mogę o niej opowiadać, że w taki niezwykły tajemniczy sposób w filmie została pokazana jej rola…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.