Zosia w niebieskiej sukience

Urszula Rogólska

|

Gość Bielsko-Żywiecki 44/2017

publikacja 02.11.2017 00:00

– Groby na naszym cmentarzu w Koniakowie tak się ułożyły, że w jednej alejce leżą babcia, tata i na końcu Zosia. Babcia – świadek oddania modlitwie i pracy. Tak jak tata – wzór poświęcenia dla rodziny. A Zosia uczy nas cierpienia i przyjmowania tego, co trudne – mówi ks. Krzysztof Rębisz.

Królik Bugs z marchewką w ręku łobuzersko spogląda z okładki 32-kartkowego zeszytu. Na jednej z pierwszych stron – duży napis „Pamiętnik”. I dopisek: „Własność: Zosia Rębisz. Kl. I TE”. Pierwszy wpis z 8 czerwca 2013 r.: „Zacznę od tego, że jestem w szpitalu już od miesiąca i pomyślałam sobie, że zacznę zwierzać się, a raczej spisywać to, co mnie spotkało, czystym kartkom. A więc cóż – dopiero teraz przekonałam się, jak życie może być zaskakujące! Tak z dnia na dzień może się zmienić wszystko, może zaatakować ciężka choroba, jak jest w moim przypadku, lub inne nieszczęścia, które są niezliczone w dzisiejszym świecie. Dzisiaj mój brat Krzyś odprawił pierwszą Mszę Prymicyjną. Mnie jednak tam nie było, choć troszeczkę starałam się być myślami, ale bardzo było mi ciężko. (...) Moje włosy wypadają jak oszalałe, tracę na wadze z dnia na dzień, a moja buzia jest tak obolała, że każdy kawałek jedzenia sprawia nieopisany ból. Czasami myślę sobie, że po prostu będę liczyć krople, które w powolnym tempie spadają z kroplówki, ale nie jestem na tyle cierpliwa! Lepiej to zostawię w spokoju. Tak bardzo bym chciała znaleźć się w moim domu, zobaczyć to wszystko, bo dużo się zmieniło (...)”.

Maj 2003

Siedemnaście lat wcześniej. 19 kwietnia 1986 r., w rodzinie Ewy i Kazimierza Rębiszów w Koniakowie przychodzi na świat ich siódme dziecko. Zosia od początku ma problemy z serduszkiem. W wieku sześciu miesięcy przechodzi w Warszawie operację. Z czasem po wadzie nie ma śladu. A kilkuletnia Zosia postanawia, że kiedyś będzie lekarzem. Czternaście lat później rodzice przynoszą wiadomość – dla Zosi jedną z najpiękniejszych w jej życiu. Ich rodzina się powiększy! W 2000 r. na świat przychodzi Ola. Staje się oczkiem w głowie starszej siostry. W maju 2003 roku Zosia ma skończyć pierwszą klasę Technikum Ekonomicznego w Wiśle. Jest w domu, kiedy dzieje się coś niedobrego. Paraliżuje ją ogromny ból promieniujący do prawej nogi. Mama wzywa pogotowie. Sytuacja powtarza się drugi raz. I trzeci. Lekarz wyczuwa coś niepokojącego w jamie brzusznej. Dziewczyna trafia do szpitala w Cieszynie. Trzy dni później jest w klinice w Katowicach. Diagnoza: guz 18 na 22 cm w okolicach miednicy, chłoniak nieziarniczy. – Kończyłem seminarium. Jako diakon byłem wtedy na praktyce w Radziechowach. Przygotowywałem się do święceń kapłańskich, zaplanowanych na 7 czerwca – opowiada ks. Krzysztof Rębisz, dziś wikary w kęckiej parafii Świętych Katarzyny i Małgorzaty. – I wtedy zadzwonili z domu… Przygotowania do święceń godzi z odwiedzinami u Zosi, u której niemal codziennie jest ktoś z rodziny, choć droga z Koniakowa do Katowic daleka. Rębiszów bardzo wspierają sąsiedzi, znajomi, przyjaciele.

Z Jezusem

Choroba postępuje. 22 września Zosia w wielkim spokoju odchodzi, tulona w ramionach mamy. Trzy dni później najbliżsi odprowadzają jej ciało na cmentarz. Kilka miesięcy po pogrzebie siostry Zosi przeglądają jej szkolne zeszyty. Odnajdują niepozorny, 32-kartkowy. – Nie wiemy, kiedy pamiętnik schowała w domu – na pewno podczas którejś z czterech kilkudniowych przepustek w lipcu lub sierpniu. Ostatnie datowane notatki zapisała 24 sierpnia – mówi ks. Krzysztof. Na pierwszej stronie dokładnie rozpisała szpitalny kalendarz – pobyt od 10 maja do 26 sierpnia: przepustki, 11 punkcji. Na ostatniej: data spowiedzi – 21 sierpnia, rozpoczęcie odmawiania Tajemnic Szczęścia – 2 czerwca. Między nimi – zapiski kolejnych dni, próby poetyckie, teksty piosenek Kasi Kowalskiej. W zeszycie mama znalazła luźną kartkę, złożoną na cztery. To szkolna praca Zosi na temat: „Kim dla mnie jest Jezus Chrystus?”. „Jezus jest częścią mojego życia – napisała. Choć nie tak wiele jeszcze się wydarzyło w moim życiu, wiem, że wszystkie tragedie, szczęścia i nieszczęścia przeżywam z Chrystusem. To On mi pomaga w trudnych chwilach (...). Pragnę z Chrystusem być zawsze!”.

Prymicje w klinice

– Po święceniach szybko ruszyłem do Zosi, do kliniki. Musiałem założyć specjalny strój ochronny, bo miała bardzo wyczerpany organizm. Zero odporności – wspomina ks. Krzysztof. – Kiedy wszedłem, podniosła się z łóżka, żeby uklęknąć. Mówię jej: „Leż sobie, ja ci tak udzielę błogosławieństwa”. Ale zrobiła tak, jak chciała. To było moje pierwsze błogosławieństwo prymicyjne… Nazajutrz zaczęła pisać pamiętnik. Z tekstów wyłania się pełna nadziei dziewczyna, która chce się czuć piękna i dziewczęca. Opisuje kolejne dni, szpitalny rytm codzienności. „Dziś przyjeżdżają mama, tata i Olusia. Najpierw jednak chciałam upamiętnić dzień 9 czerwca. To dzień, w którym obcięto moje długo oczekiwane włosy. Tak długo na nie czekałam, były takie ładne i długie – pośrodku pleców już prawie dostawała ich długość. Ale muszę zapamiętać, że w krótkich też mi jest dobrze. Ale długie włosy to było moje marzenie!”. Nazajutrz pisze o spustoszeniu, jakie robi w jej organizmie chemia: „Już się przyzwyczajam do tego, że będę musiała się zaprzyjaźnić z chusteczkami na mojej łysej głowie!” – pisze z niegasnącą pogodą. W innym miejscu: „Dzisiaj przeżyłam prawdziwy szok – patrząc na wagę, zobaczyłam 39,3 kg. Tragedia! Same kości. Ale przez tę nieznośną buzię nie można godnie sobie pojeść. Ale już ja się postaram, aby przytyć. Myślę, że mi się uda. Cały czas muszę być dobrej myśli, bo tylko to pomaga przy takiej chorobie”. Jeszcze w innym: „Ostatnio staram się zapuszczać paznokcie. Ciekawe, jak długo wytrzymam, bo byłam przyzwyczajona obcinać je… ale ząbkami”.

Długo czekałam!

Wielokrotnie z wielką empatią pisze o koleżankach, o małych dzieciach, które spotyka w szpitalu. Często wraca do prymicji. Także wtedy, kiedy omija ją kolejna rodzinna impreza, kolejne wesela. Na to sierpniowe, brata, dostała przepustkę. Założyła niebieską sukienkę, z wiązanym gorsetem, którą miała przygotowaną na świętowanie prymicji. Po weselu skrzętnie ją poskładała i razem z butami schowała do szafy. To w nią została ubrana na swoją ostatnią drogę. Wtedy znów wraca do 8 czerwca i prymicji: „DŁUGO NA NIE CZEKAŁAM!!! – pisze wielkimi literami. „A moja kreacja musiała wisieć w szafie”. W pamiętniku zapisała, jak wielką radość sprawiła jej jedna pani, która przywiozła medalik św. Faustyny i obrazek Jezusa Miłosiernego. – Kiedy przyjeżdżaliśmy około 15.00, pielęgniarki prosiły, żebyśmy poczekali, bo o tej porze zawsze odmawiała Koronkę do Bożego Miłosierdzia – opowiada ks. Rębisz. – W ostatnim dniu, kiedy już ogromnie cierpiała w ciszy, przyjęła Jezusa i za parę godzin, o wpół do ósmej wieczorem, odeszła… Od początku rozumiała i przyjmowała cierpienie. Kiedyś powiedziała nam, że ofiaruje je za grzeszników. „Chcę ofiarę z tego dać komuś” – mówiła…

Zosia, podpowiedz

– Kiedy trafiłem do parafii w Białej, chodziłem z Komunią Świętą do chorych w szpitalu onkologicznym – mówi ks. Rębisz. Może dzięki Zosi łatwiej mi zrozumieć osoby młode, małżeństwa, które przeżywają podobne tragedie. Kiedy widzę, że dziecko choruje, to wiem, co czują jego najbliżsi. Często w takich sytuacjach modlę się: „Zosia, podpowiedz, co mam mówić”. Dzięki Zosi wiem, że ten dramat można przeżywać z dojrzałą wiarą. To na pewno nie jest łatwe i nie da się o tym mówić lekko i pogodnie… Chciałbym, żeby rodziny przeżywające podobne tragedie wiedziały, że nie są z tym same. Cieszymy się, kiedy Bóg obdarza cudownym uzdrowieniem, ale nie wszyscy ten dar otrzymują. Nie pytamy dlaczego. Pewnie dowiemy się po drugiej stronie…

Alejka w Koniakowie

Dziesięć lat po Zosi, w lipcu 2013 r., zmarła 94-letnia babcia księdza, Jadwiga. W kolejnym roku – 27 kwietnia 2014, w Niedzielę Miłosierdzia, nagle odszedł tato Kazimierz. – Na nagrobku babci nie było miejsca na napis. Jest zdjęcie – i ono mówi nam wszystko o babci, której dom z obrazem Jezusa przechadzającego się wśród zbóż był sanktuarium nieustannej modlitwy – dodaje ks. Rębisz. – Tato ma napisane na grobie: „Miłosierdzie Twoje, Panie, na wieki wychwalać będziemy”. Zosia: „Jezu, ufam Tobie”. Wierzę, że mi już niejedno wyprosiła i przed niejednym uratowała.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.