Bogactwo

Nie lubię piłki nożnej.

W dodatku co rusz trafiam na sytuację, w której moja niechęć do futbolu się pogłębia. Tydzień temu, na przykład, podczas odwiedzin kolędowych spotkałem gimnazjalistę, który trenuje sporty walki. Rodzice mieszkają w niewielkiej kawalerce, oboje pracują fizycznie w fabryce. Wyjazd na każde zawody, stroje, odpowiednie jedzenie i właściwie wszystko muszą opłacić z własnej kieszeni. Chłopak wystartował w mistrzostwach Europy. Zajął piąte miejsce. Myślę, że to całkiem nieźle. Rodzice musieli nieźle zacisnąć pasa, żeby dziecko mogło wziąć udział w prestiżowych zawodach. W nagrodę dostał dyplom i uścisk dłoni prezesa. Żadnych pieniędzy, choćby w ramach diety.

Wkrótce na mieście gruchnęła wieść, że mistrzyni świata w skikjoringu, bielszczanka Agnieszka Jarecka, nie pojedzie do Kanady bronić tytułu, ponieważ nie udało się zebrać piętnastu tysięcy złotych na podróż. Skikjoring to jazda na nartach biegowych z psem: Agnieszka sunie na cienkich deskach, a pies biegnie przed nią na uwięzi, trochę jej w tym pomagając. Mistrzyni uprawia podobne psie zajęcia jeżdżąc na rowerze (bikejoring) i na trójkołowym wózku. W swojej dyscyplinie okazała się szybsza od mężczyzn, gdyż konkurencje z psami nie znają rozróżnienia ze względu na płeć zawodników.

Nie, iżbym zaglądał komuś do garnuszka, ale zastanawiam się, jak cena biletu na mistrzostwa Europy w sportach walki albo na lot do Kanady po tytuł mistrzyni świata ma się do kosztu jednego tylko plastikowego krzesełka na ławce rezerwowych piłki kopanej w którejś tam lidze. W mieście, które zbudowało stadion piłki nożnej za 129 milionów złotych - to w sumie dwie trzecie kosztów Światowych Dni Młodzieży - nie udało się uzbierać piętnastu tysięcy na bilet dla mistrzyni świata. Zresztą ani miasto, ani chyba nikt inny nie próbował w tym pomóc. To i szkoda i wstyd zarazem, zważywszy na fakt, iż piłkarze z Bielska-Białej, którym zbudowano stadion, przepadli w Ekstraklasie z kretesem, być może niekoniecznie na skutek najgorszej postawy na boisku, a z powodu zawirowań politycznych w piłce nożnej w ogóle, co tym bardziej pogłębia moją niechęć do futbolu.

Podobno bogatym zostaje się nie przez to, że się dużo zarabia, ale dzięki temu, że potrafi się mądrze wydawać pieniądze. Chciałbym kiedyś polubić piłkę nożną. Na razie jestem za sportami walki i uganianiem się z psami po górach i lasach. I całym sercem obstaję przy młodych talentach - Jankach Muzykantach rodzimego sportu, zapomnianych i biednych, choć z ogromnymi szansami na przyszłość. Od biedy - strzeż nas, Panie.