Pamięci Stefana Prochownika

Jerzy Kukla

publikacja 22.11.2016 13:38

Koncert "In memoriam" dedykowany pamięci wybitnego organisty bielskiej katedry św. Mikołaja we wspomnienie św. Cecylii: 22 listopada zagrali jego znani uczniowie... Zaśpiewał też chór katedralny.

Stefan Prochownik przy organach kościoła św. Mikołaja Stefan Prochownik przy organach kościoła św. Mikołaja

Jego postać nie mogła umknąć uwadze. Wysoki, zawsze wyprostowany, nienagannie ubrany, z charakterystyczną, czarną brodą, zwracał uwagę na długo, zanim zasiadł do organów. A wtedy, wysoce indywidualny sposób gry i śpiew, którego nie dało się nie odróżnić, wypełniały wnętrze „Mikołaja”, jak bielszczanie nazywali główny kościół stolicy Podbeskidzia.

Stefan Prochownik (1935-2006) był synem organisty kościoła w Pewli Małej, Władysława Prochownika. To właśnie pod okiem ojca poznawał tajniki gry organowej, nim w latach późniejszych rozwinął ją pod okiem Władysława Linderta, wybitnego organisty, kompozytora, chórmistrza i pedagoga, absolwenta Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach.

 Po jego wyjeździe w roku 1962 roku do Stanów Zjednoczonych, Stefan Prochownik, wygrywając konkurs, objął po nim stanowisko organisty i kierownika chóru kościoła św. Mikołaja.

Za kontuarem organów bielskiej świątyni, spędził dwadzieścia jeden niezwykle pracowitych lat, bez wolnego dnia w ciągu roku, poza urlopami w miesiącach letnich. Oprócz normalnych obowiązków, związanych z służbą organisty: granie mszy świętych, pogrzeby (z odprowadzeniem na cmentarz), śluby, próby chóru, zawsze otoczony był gromadką uczniów, których wprowadzał w arkana gry organowej i fortepianowej. Nic dziwnego, bowiem dla kogoś, kto w tych czasach w Bielsku-Białej, chciał zdobywać szlify organisty, Stefan Prochownik był jedyną alternatywą. Ani bielska ani katowicka  szkoła muzyczna, nie posiadała wówczas klasy organów. Stąd prawie każdy organista, który pracował w bielskim kościele, był jego uczniem, zaś troje: Ewa Bąk, Władysław Szymański i piszący te słowa, są dzisiaj organistami koncertującymi, absolwentami  akademii muzycznych.

W roku 1983, Stefan Prochownik opuścił stanowisko w kościele św. Mikołaja, z wielkimi, ale coraz bardziej awaryjnymi i rozstrojonymi organami. Podął pracę w kościele św. Maksymiliana Kolbego, z nadzieją na nowy, piszczałkowy instrument, którym się nie nacieszył. Odszedł w roku jego ukończenia.

Stefan Prochownik cieszył się za życia uznaniem ordynariusza katowickiego, śp. Biskupa Herberta Bednorza, jako jeden z głównych autorytetów muzycznych diecezji, obok Romana Dwornika, Józefa Jakaca i Pawła Kapłanka. Dzisiaj jest postacią odchodzącą, niestety, w niepamięć.

Pamiętają o nim jego dawni uczniowie: Ewa Bąk, Ireneusz Jachym i Jerzy Kukla, którzy we wtorek 22 listopada w katedrze św. Mikołaja, wykonali koncert poświęcony postaci Stefana Prochownika. W programie znalazły się arcydzieła literatury organowej, zarówno te, które posiadał w repertuarze, jak i te, którymi był zafascynowany, lecz ich nie wykonywał, jak np. monumentalna Fantazja i fuga na temat B-A-C-H Maxa Regera.