Pożar drewnianego kościoła w Jawiszowicach

Alina Świeży-Sobel

publikacja 28.08.2016 14:06

Pożar kościoła w Jawiszowicach był na szczęście tylko tematem strażackich ćwiczeń.

Pożaru na szczęście nie było, za to akcja gaśnicza odbywała sie całkiem serio... Pożaru na szczęście nie było, za to akcja gaśnicza odbywała sie całkiem serio...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Z pochodnią w ręku ks. proboszcz Henryk Zątek podszedł do jawiszowickiego kościoła, perły architektury drewnianej. Tłum parafian obserwował zza ogrodzenia, jak leciutki dym natychmiast wywołuje całą serię reakcji, choć nikt nie słyszy, jak do strażaków dociera sygnał: "pożar kościoła w Jawiszowicach".

Wokół zabytkowego drewnianego kościoła w Jawiszowicach najpierw rozległ się dźwięk alarmowych syren. Niemal równocześnie z 495 dysz rozmieszczonych na dachu i ścianach kościoła zaczęła się wydobywać pod ciśnieniem mgła wodna, otaczając całą powierzchnię budowli. A w kolejnych minutach na plac przed kościołem zaczęły wjeżdżać na sygnale kolejne wozy strażackie i zaczęła się akcja gaśnicza.

- No, to faktycznie rzadko się zdarza, żeby ksiądz sam podpalał kościół - przyznaje ks. kan. Henryk Zątek, proboszcz parafii św. Marcina w Jawiszowicach, jeszcze z pochodnią w ręce obserwując akcję strażaków. - To na szczęście nie jest prawdziwy pożar, tylko ćwiczenia, które mają podnieść bezpieczeństwo naszej świątyni....

Tłum parafialnych obserwatorów z zaciekawieniem ogląda przebieg akcji, fotografuje i co jakiś czas słychać tylko westchnienia: - Oby nie musieli go gasić naprawdę! - Statystyki mówią, że średnio co roku ogień zabiera w Polsce dwa drewniane kościoły. W naszej diecezji w ciągu 25 lat jej istnienia spłonęły już trzy. Nie chcemy, by naszą świątynię spotkał taki los - dodaje ks. Zątek.

- Ten kościół jest wyposażony w stały system gaśniczy, pianowy i wodny. To była okazja, żeby sprawdzić jego działanie, a oprócz tego chcieliśmy też przeprowadzić próbę akcji gaśniczej z udziałem większej liczby jednostek straży. W tych manewrach wzięło udział sześć jednostek OSP z gminy Brzeszcze, zastęp Państwowej Straży Pożarnej z Oświęcimia i podnośnik, a także zespół pomocy medycznej. Przy prawdziwej akcji te zespoły byłyby na pewno, więc takie ćwiczenie na pewno poprawią skuteczność działania - mówi mł. brygadier Henryk Jurecki, zastępca komendanta powiatowego PSP w Oświęcimiu, który nadzorował całość ćwiczeń.

Podczas tych manewrów oceniane było funkcjonowanie wszystkich instalacji: antywłamaniowej, sygnalizacyjnej, system alarmowania strażaków, sprawność strażaków z gminy Brzeszcze, sprawność sprzętu i umiejętności ludzi, system zarządzania i koordynacji akcji. Wypadło dobrze.