Zaśpiewali kardynałowi Macharskiemu

Urszula Rogólska

publikacja 05.08.2016 21:48

Oazowicze z Bielska-Białej-Leszczyn też pożegnali kardynała Franciszka Macharskiego w Krakowie.

Kraków, a wraz z nim rzesze mieszkańców różnych regionów Polski, żegnali kard. F. Macharskiego Kraków, a wraz z nim rzesze mieszkańców różnych regionów Polski, żegnali kard. F. Macharskiego
Adam Rakszawski

- Nie mogło nas tam zabraknąć - mówi Adam Rakszawski, bielszczanin, który z grupą przyjaciół - animatorów Ruchu Światło-Życie w parafii Chrystusa Króla na bielskich Leszczynach - pojechał w czwartek 4 sierpnia pożegnać śp. kardynała Franciszka Macharskiego w Krakowie.

- Stanęliśmy w tłumie mieszkańców Krakowa, którzy po Mszy św. w bazylice ojców franciszkanów celebrowanej przez abp. Stanisława Gądeckiego odprowadzili swojego pasterza do katedry na Wawelu - wspomina A. Rakszawski. - Postać księdza kardynała wspominał emerytowany arcybiskup lwowski kardynał Marian Jaworski, wskazując na skromność i wielką pokorę kardynała Franciszka. Zapamiętałem zwłaszcza słowa: "Cichy to nie ten, który milczy. Cichy to jest ten, który przez swoją mowę nie narzuca niczego. Nigdy nie mówił o sobie, nigdy nie mówił o tym, co zostało zrobione, ale co więcej - nigdy się nie skarżył. A wiemy, że czasy, gdy przyszło mu pasterzować archidiecezji krakowskiej, to były lata trudne, lata przemian".

- Mamy świadomość, jak wiele zawdzięczamy księdzu kardynałowi - erygował wiele parafii obecnej diecezji bielsko-żywieckiej, której tereny należały do archidiecezji krakowskiej; konsekrował nasze świątynie. Pamiętamy, jak udzielał wielu z naszych diecezjan sakramentu bierzmowania - dodaje A. Rakszawski. - Pamiętam jedną z wizyt kard. Franciszka w naszej parafii, gdy wieczorem po Mszy św. spacerował przed starym jeszcze wówczas budynkiem kościoła. Podeszliśmy do księdza kardynała, by mu zaśpiewać. Padła komenda: "Trzy, cztery!", po której zapadła jednak... cisza! Kardynał Macharski, nawiązując do tego falstartu, opowiedział historię, jak admirał amerykańskiej floty podczas spotkania na morzu, chcąc zbyć swojego japońskiego odpowiednika, pozdrowił go słowami: "Raz, dwa, trzy…". Ku zaskoczeniu Amerykanina, Japończyk odpowiedział nienaganną angielszczyzną, kontynuując liczenie. Finałem tej anegdoty były słowa kard. Franciszka Macharskiego: "No dobrze, a teraz mi zaśpiewajcie. Trzy, cztery...". Teraz znowu razem zaśpiewaliśmy na jego pogrzebie. Na "trzy, cztery"...