Mama w cichych kapciach poszła do nieba

Urszula Rogólska

publikacja 14.01.2016 00:21

"Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem" usłyszała Stanisława Buzalska jako dziecko. I tą drogą szła do końca: czasem w cichych kapciach, czasem w dwóch różnych butach, ale zawsze zdecydowanie łapiąc za rękę tych, którzy pomocy potrzebowali.

 Śp. Stanisława Buzalska Śp. Stanisława Buzalska
Urszula Rogólska /Foto Gość

Kiedy pięć lat temu rozmawiałyśmy o tym jak powstało bielskie Stowarzyszenie Kobiet po Mastektomii "Amazonki", Stanisława Buzalska opowiadała:

- Obiecałam sobie, że po wyjściu ze szpitala już nigdy nie odwrócę głowy w  jego stronę. A tu lekarz mówi: proszę się zgłosić za dwa tygodnie do poradni onkologicznej. Potem co miesiąc. A ja tak bardzo już chciałam zapomnieć o raku! Jakiś czas później prawie wpadłam pod auto. Otarło się o mnie, potargało mi rajstopy. Pomyślałam - co ja wyprawiam? Wystarczy chwilka i nie ma motylka! Dostałaś życie. Żyj! Życie możesz stracić w każdej chwili. Nie tylko z powodu raka! (pełny tekst "Za tymi drzwiami znalazłam nowe życie - ss. IV-V).

Żyła! Na sto albo i więcej procent... Dzień przed Wigilią 2015 r. trafiła z nawrotem choroby do szpitala. Przeczuwała, że raczej do domu już nie wróci. Mówiła z zupełnym spokojem, że to już jej ostatnia prosta… Tam, gdzie ma przygotowane miejsce, do Domu Ojca, odeszła w piątek 8 stycznia.

13 stycznia w kościele św. Andrzeja Boboli Stanisławę Buzalską żegnała rzesza mieszkańców Bielska-Białej i goście z wielu miejscowości całej Polski: siostra, córki z rodzinami, wnuki i prawnuki, przyjaciele - zwłaszcza bardzo liczna reprezentacja bielskich i śląskich "Amazonek", sąsiedzi, znajomi, a także księża z różnych części Polski.

Mszy św. pogrzebowej przewodniczył proboszcz pallotyńskiej parafii ks. Maciej Zawisza SAC. A przed Eucharystią słowa pożegnania wygłosili: Benon Wylegała, zięć Stanisławy, mąż jej córki Elżbiety oraz Wiesława Waligóra-Klimurczyk - obecna prezes bielskich "Amazonek", która przejęła tę funkcję po Stanisławie i Maria Górna - członkini pierwszego zarządu stowarzyszenia.

Szybko ochrzczona

Stanisława Buzalska przyszła na świat 12 maja 1935 roku w Grodzisku Mazowieckim. Po urodzeniu była bardzo słaba, więc szybko ją ochrzczono - a ponieważ ksiądz, który udzielał chrztu miał na imię Stanisław, to i ona otrzymała to imię, za którym nie przepadała, choć swojego patrona, św. Stanisława czciła bardzo.

W 1939 roku wybucha II wojna światowa, która przerwała jej szczęśliwe dzieciństwo. - Jej ojciec a nasz dziadek był zmuszony pozostawić żonę i dzieci i wyruszyć na wojnę, z której powrócił dopiero w 1945 roku - mówił Benon Wylegała. - W listopadzie 1939 roku umarła przy porodzie nasza babcia, matka naszej Mamy. Stanisławą i jej rodzeństwem opiekowali się w czasie wojny krewni ze strony ich rodziców. Można sobie wyobrazić, jak trudna była to dla niespełna 5-letniego dziecka sytuacja.

Po wojnie ojciec - wdowiec zabrał dzieci od krewnych i po jakimś czasie ożenił się ze swoją szwagierką-wdową.

 Śp. Stanisława Buzalska kilka lat temu podczas spotkania z "Amazonkami"   Śp. Stanisława Buzalska kilka lat temu podczas spotkania z "Amazonkami"
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Nasza Mama po zdaniu matury, kiedy zastanawiała się, co dalej, usłyszała od swojej cioci-drugiej mamy pamiętną kwestię: "Ty lubisz dzieci, to może pójdziesz na psychologię?" - kontynuuje Benon Wylegała. - I tak to nasza Mama trafiła na KUL, na którym ukończyła studia psychologiczne w 1959 roku. Dane jej było na studiach spotkać i zdawać egzaminy u ks. prof. Karola Wojtyły późniejszego Jana Pawła II. Mama bardzo miło i ze wzruszeniem wspominała czas studiów, jako czas wytężonej nauki, rozwoju, poszerzania horyzontów, czas zawierania pięknych i trwałych przyjaźni. Mówiła też o bardzo skromnych warunkach bytowania studentów na tej jedynej wówczas katolickiej uczelni w Polsce. Wspominała, jak często niedojadali i chodzili w wielokrotnie naprawianych butach...

We dwoje

Na studiach Mama poznała Ireneusza Buzalskiego - pobrali się 4 kwietnia 1959 roku. Oboje podjęli pracę w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie k. Krakowa. Tam też przyszła na świat ich starsza córka Joanna. W poszukiwaniu pracy i mieszkania (o które trudno było w Krakowie), przyjechali do Bytomia, gdzie urodziła się młodsza córka, Elżbieta.

Stanisława początkowo pracowała w Schronisku dla Nieletnich w Bytomiu. Swoje dalsze życie zawodowe połączyła z poradnictwem - pracowała w Poradni Wychowawczo-Zawodowej w Bytomiu, a potem w Bielsku-Białej, gdzie zamieszkała wraz z rodziną od 1974 roku. Przez ostatnie 7 lat swojej pracy, do momentu odejścia na emeryturę, była dyrektorem Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej.

- Nasza Mama bardzo lubiła swoją pracę i swój zawód; wykonywała ją z wielkim zaangażowaniem. Odchodząc na emeryturę mówiła ze łzami, że to był piękny czas w jej życiu - podkreślają Wylegałowie.

Razem z mężem Ireneuszem przez lata też pomagali w Katolickim Telefonie Zaufania.

W 1994 roku, będąc już na emeryturze, przeszła operację nowotworu piersi. Przeżycia z tym związane przyczyniły się do tego, że wraz z grupą towarzyszek niedoli założyła stowarzyszenie "Amazonek", którego prezesem była do 2010 roku, kiedy to choroba męża uniemożliwiała jej kontynuowanie tej działalności.

- Mama nasza z radością, zapałem i zaangażowaniem pracowała dla stowarzyszenia, mając jasną świadomość tego, jak bardzo kobiety dotknięte tą chorobą potrzebują wsparcia i konkretnej pomocy, zwłaszcza od tych, które przeszły leczenie… Mama wśród Amazonek nawiązała serdeczne przyjaźnie, które przetrwały do końca - dodają córka i zięć.

Rwała się do pomocy

Jak podkreślają Wylegałowie: - Mama była bardzo niezwykłym człowiekiem, choć przecież takim zwyczajnym i skromnym. Bardzo kochała swoją rodzinę, męża, dzieci, wnuki, prawnuki... Była zupełnie odarta z potrzeby błyszczenia; nie była pamiętliwa. Obca jej była zazdrość, chętnie wybaczała. Bardzo rzadko skarżyła się na cokolwiek, a zwłaszcza na zdrowie. Była bardzo pracowita i zawsze chętna do pomocy i - jak to ujęła jej ukochana siostra Wiesława - wręcz rwała się do pomocy. Nigdy nie było jej ciężko, by komuś pomóc. Zawsze była czymś zajęta; nawet, gdy siły ją opuszczały to jeszcze wykonywała drobne prace domowe.

Domownicy mówią, że mimo tej dużej aktywności, miała ogromną potrzebę kontemplacji i bywały momenty, kiedy po prostu mówiła, że potrzebuje chwili spokoju, którą zazwyczaj spędzała na modlitwie. - Była bardzo dyskretna, usłyszane zwierzenia utrzymywała w tajemnicy. Ciepła, serdeczna, radosna, pełna spokoju z wrodzonym talentem dyplomatycznym - mówi Benon Wylegała.

Czasem jej męża irytowało to, że była "adwokatem wszystkich". Wszystkie ważne sprawy załatwiała, jak to ujął jej starszy wnuk "w cichych kapciach", bez szumu i rozgłosu. Była bardzo cierpliwa, miała też duże poczucie humoru i dystansu wobec siebie. Wielu wspomina jak to kiedyś śpiesząc się na spotkanie "Amazonek" założyła dwa różne buty. Szybko więc po drodze wpadła do sklepu z obuwiem i kupiła nową parę, żeby wrócić do domu bez zwracania uwagi na siebie.

Trwajcie w miłości

- Nasza Mama podobnie jak zmarły pięć lat temu Ojciec, była człowiekiem głębokiej wiary, która z wiekiem wzrastała…

W ostatnich dniach życia na tej ziemi wzdychała, że niestety nie da się po sobie zostawić idealnego porządku. - Mimo tego poczucia Mama zostawiła dla nas list, (bez daty, więc nie wiemy, kiedy go napisała): "Najdrożsi! Zebrałam trochę oszczędności, cobyście nie mieli kłopotu z pożegnaniem Waszej Matki i Babci (…)  Kocham Was wszystkich i ustawicznie się za Was modlę. Trwajcie w miłości, pomagajcie sobie wzajemnie. Pamiętajcie w modlitwie o Matce i Babci".

 Śp. Stanisława Buzalska spoczęła na cmentarzu komunalnym w Kamienicy   Śp. Stanisława Buzalska spoczęła na cmentarzu komunalnym w Kamienicy
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wiesława Waligóra-Klimurczyk podkreślała, że to właśnie Stanisława Buzalska zainicjowała indywidualne spotkania ochotniczek ze stowarzyszenia "Amazonek" z pacjentkami beskidzkiej onkologii w Bielsku-Białej.

O latach bezinteresownej służby chorym pacjentkom mówiła Maria Górna, członkini pierwszego zarządu stowarzyszenia: - Ciepła, wrażliwa miała dar zjednywania sobie ludzi, potrafiła wczuwać się w sytuację pacjentów - mówiła o Stanisławie.

Bo to także ona rozpoczęła spotkania profilaktyczne dla kobiet z wielu miejscowości na Podbeskidziu, ona zapraszała młodzież szkół średnich do udziału w programie "Mam haka na raka", ona zorganizowała systematyczne zajęcia rehabilitacyjne dla kobiet po mastektomii.

Ogólnopolskie, a później także międzynarodowe pielgrzymki "Amazonek" na Jasną Górę, wielkopostne dni skupienia, rekolekcje dla osób dotkniętych chorobą nowotworową, to również pomysły Stanisławy.

- Po to żeśmy przyszli na świat, żeby pójść tam, do domu, który Pan Bóg dla nas przygotował. Stanisława o tym wiedziała. I wiedział również jak tam dojść. Wiedziała, że to Jezus jest jedyną drogą, prawdziwym życiem - mówił w homilii pogrzebowej ks. Maciej Zawisza SAC, dodając, że Pan Bóg prowadził ją drogą Jezusa, który brał na siebie cierpienia, smutki, choroby innych ludzi; dawał nadzieję, kierował ich oczy ku Ojcu. - Stanisława przeszła tę drogę dokładnie tak. Była blisko cierpień duchowych, psychicznych i cielesnych. Szła za ukrzyżowanym Jezusem z wiarą. Skoro z Nim umierała, to ufamy że i z Nim zmartwychwstanie. Patrzymy na jej życie i dziękujemy Panu Bogu, wierząc, że będzie ją miał u Siebie. A jeśli Bóg z kimś żyje, to ten żyje na wieki.

Ciało Zmarłej zostało złożone na cmentarzu komunalnym w Kamienicy.