Dziękujemy za bł. Michała Tomaszka

Alina Świeży-Sobel

publikacja 05.01.2016 23:54

W święto Objawienia Pańskiego - 6 stycznia o 10.30 - w bielskim kościele św. Maksymiliana w Aleksandrowicach rozpocznie się Msza Święta diecezjalnego dziękczynienia za dar beatyfikacji o. Michała Tomaszka, męczennika z Łękawicy, zamordowanego za wiarę wraz z bł. Zbigniewem Strzałkowskim w Peru.

Bł. o. Michał Tomaszek, franciszkanin z Łękawicy Bł. o. Michał Tomaszek, franciszkanin z Łękawicy
archiwum rodziny bł. Michała Tomaszka

Koncelebrowanej Eucharystii przewodniczyć będzie bp Piotr Greger. Swój udział zapowiedział ambasador Peru w Polsce Alberto Salas-Barahona. Obecni będą także najbliżsi krewni błogosławionego misjonarza z Łękawicy.

Modlitwie towarzyszyć będą peruwiańscy muzycy: Enrique Mesias oraz zespół Kargaligera, który wystąpił też podczas beatyfikacji. Enrique Mesias jest autorem hymnu "Świadkowie nadziei", napisanego na beatyfikację Męczenników z Pariacoto. Powtarza się w nim refren: "Oni tutaj są...", wyrażający bliską więź z bł. Michałem i bł. Zbigniewem.

W uroczystościach beatyfikacyjnych w Peru uczestniczyła grupa pielgrzymów z naszej diecezji, z bp. Bliscy o. Tomaszka przed Mszą św. beatyfikacyjną w Chimbote   Bliscy o. Tomaszka przed Mszą św. beatyfikacyjną w Chimbote
Jacek Raczek
Romanem Pindlem na czele.

Pojechali też przedstawiciele rodziny bł. Michała, m.in. jego siostry: Urszula Raczek i Maria Kozieł.

- To było wiele wzruszeń, które zaczęły się już w czasie modlitwy w katedrze w Chimbote, w wieczór poprzedzający beatyfikację. Po kazaniu odbyło się tam wręczenie obrazków, które peruwiańskie dzieci wykonały dla rodzin męczenników - wspomina Jacek Raczek, siostrzeniec bł. Michała Tomaszka.

Viva Polonia!

- Te okrzyki słyszeliśmy często - mówią bliscy o. Michała. - Ludzie, których spotykaliśmy, okazywali nam mnóstwo serdeczności. Wystarczył widok polskiej flagi, a kiedy dowiadywali się, że jesteśmy z rodziny, uściskom i wspólnym zdjęciom nie było końca.

Na stadionie wprowadzeniem do liturgii było muzyczno-taneczne widowisko, które zapraszało do uwielbienia Boga i wynoszonych na ołtarze Męczenników. Dla bliskich o. Michała i o. Zbigniewa w tym czasie nastąpiła niezwykła chwila.

- Zostaliśmy poproszeni do sektora bliżej ołtarza, gdzie znajdowały się też relikwiarze błogosławionych. To był taki moment, kiedy po raz pierwszy po tylu latach mogłyśmy z siostrą po prostu dotknąć, przytulić brata - wspomina wzruszona Maria Kozieł.

W tym sektorze serdecznie witała ich też s. Berta, która odważnie towarzyszyła obu polskim misjonarzom niemal do ostatniej chwili, kiedy terroryści wyrzucili ją z samochodu tuż przed egzekucją.

Przejmująca pieśń na dziękczynienie zapadła w serca wszystkich. To właśnie muzyka, bez różnic językowych: Polakom, Włochom, Peruwiańczykom, pomogła poczuć, że oto męczennicy są już u Boga, uwielbieni... - Poczułem, że wujek przestał być tylko prywatnym orędownikiem - dodaje Jacek Raczek.

Rodziny polskich błogosławionych na czele Marszu Pokoju   Rodziny polskich błogosławionych na czele Marszu Pokoju
Jacek Raczek
Inne Pariacoto

Najtrudniejszym dla bliskich momentem tej pielgrzymki na pewno było Pariacoto, gdzie zginął bł. Michał Tomaszek, gdzie jest jego grób, a obecnie także ołtarz w kościele, w którym obecnie znajdują się jego szczątki.

Tam odbyło się dziękczynienie za beatyfikację i wielki marsz przeciw przemocy, w którym bliscy obu misjonarzy szli w pierwszym rzędzie, niosąc transparent.

Bliscy bł. Michała stanęli tego dnia po raz pierwszy przy jego grobie. - To ogromne przeżycie, choć przecież Przed rozpoczęciem beatyfikacji: siostra Berta trzyma relikwiarze obu misjonarzy   Przed rozpoczęciem beatyfikacji: siostra Berta trzyma relikwiarze obu misjonarzy
Jacek Raczek
to już nie jest jego grób i Michała już w nim nie ma - przyznają zgodnie.

- To tak po ludzku było ostatnie pożegnanie z bliskim człowiekiem, który odegrał w moim życiu ważną rolę - przyznaje Jacek Raczek.

Byli też przy kapliczce w Pueblo Viejo, na ziemi przesiąkniętej krwią bł. Michała i bł. Zbigniewa. - Tam nie można było stanąć i nie płakać - dodają bliscy o. Tomaszka.

Podczas uroczystości w Pariacoto w imieniu rodziny głos zabrała siostra o. Michała Urszula Raczek. Zapewniła, że o. Tomaszek kochał mieszkańców Peru, że ta miłość trwa i dlatego ludzie, którzy żyją na tej ziemi, na zawsze zostaną też w sercach jego rodziny.

- Praktycznie nigdy nie występowałam tak oficjalnie, więc stres był ogromny - wspomina pani Urszula. - Ale czułam, że Michał jest przy mnie i on podsuwa mi słowa, które mam tam powiedzieć...

W hymnie beatyfikacyjnym pojawiły się słowa: "Oni tutaj są...". Uczestnicy beatyfikacji w Peru odczuli je mocno, wędrując śladami błogosławionych.

Bł. Michał Tomaszek wzywa do męstwa

O. Michał Tomaszek kochał dzieci i pozostał ich szczególnym opiekunem...   O. Michał Tomaszek kochał dzieci i pozostał ich szczególnym opiekunem...
Jacek Raczek
 - Warto podkreślić, że i dla Peru, i dla Żywiecczyzny okazał się też pierwszym męczennikiem w dziejach miejscowego Kościoła. Jego męczeńska śmierć, i teraz beatyfikacja, wpisuje się w czas prześladowań Kościoła, do których dochodzi w wielu krajach. Często są one związane z islamem, a w tym przypadku podłożem była ideologia marksistowsko-maoistowska. Niezależnie od kontekstu śmierć męczennika jest wezwaniem do mężnego wyznawania wiary, niekonieczne kończącego się śmiercią, ale takiego, które coś człowieka kosztuje - mówi biskup Roman Pindel.

- Dla mnie o. Michał Tomaszek jest wzorem misjonarza, który idzie służyć tam, gdzie brakuje kapłana. On bardzo wcześnie określał swoje powołanie jako misyjne, zdecydowany opuścić dom i kraj rodzinny. Już wstępując do zakonu prosił o umożliwienie wyjazdu na misje, a kiedy taką zgodę otrzymał, wyjechał niezwłocznie, choć misja w Pariacoto była wyjątkowo trudna: teren był zaniedbany i niebezpieczny z powodów politycznych. Kiedy ówczesny biskup diecezji Chimbote zapytał przywódcę marksistowskiej partyzantki Świetlisty Szlak, przebywającego w więzieniu, dlaczego zginęli polscy misjonarze, usłyszał, że zabito ich z nienawiści do wiary, która osłabiała w ludziach dążenie do rewolucji. O. Michał nie baczył ani na zagrożenie ze strony komunistów, ani na ciężkie warunki życia.

- To jest misjonarz heroiczny, który nie boi się niebezpieczeństwa, nie boi się trudów i chętnie idzie do ciężkiej pracy. Misja dopiero powstawała, nie było wody, gotowych mieszkań, a i ludzie początkowo niezbyt chętnie przyjmowali misjonarzy, wykazywali słabą religijność.

Bp Roman Pindel podczas Mszy Świetej w Pariacoto   Bp Roman Pindel podczas Mszy Świetej w Pariacoto
Jacek Raczek
Pod opieką misjonarzy pozostawało oprócz Pariacoto jeszcze ponad 70 miejscowości, do których trzeba było wędrować pieszo albo na osiołku. Są one położone w górach na pierwszy rzut oka zupełnie pozbawionych zieleni. Wędrówka w ogromnej spiekocie to kolejne wyzwanie, które wytrwale podejmował...

W Pariacoto spotkałem o. Marka Wilka, który przyjechał do Peru 10 miesięcy po ich śmierci. Opowiadał, że sytuacja była dramatyczna, bo ludzie żyli w wielkim strachu, a jednocześnie czuli żal, że nikt nie zapobiegł śmierci misjonarzy z Polski. Po tym, jak zginęli oni, a także włoski ksiądz Alessandro Dordi, aktywność "Świetlistego Szlaku" zaczęła jednak stopniowo słabnąć.

Rozmawiałem z bp. Luisem Bambareną, ówczesnym ordynariuszem w Chimbote, który od razu nie miał wątpliwości, że śmierć ojców to męczeństwo za wiarę. Początkowo był w tej ocenie jednak odosobniony. Dopiero z czasem oczywiste stało się, że tę śmierć spowodowała ideologia przeciwna Bogu i ludziom, przeciwna chrześcijaństwu.

Bł. Michał wzorem dla misjonarzy i dla nas

- W Pariacoto byłem zaskoczony liczbą polskich misjonarzy, zakonnych i świeckich, którzy przyjechali na beatyfikację. Byli i tacy trzej, którzy dotarli z naprawdę dużym ryzykiem: tydzień na motocyklach jechali z Boliwii przez wysokie góry i dżunglę. To obrazuje, jak mocno przeżywali to wydarzenie i jak pragnęli wziąć w nim udział - mówi bp Pindel.

- Jego zdecydowanie, wytrwała praca i męczeństwo zwracają naszą uwagę na to, że są wciąż tereny prawdziwie misyjne, wymagające nadzwyczajnego zaangażowania i duchownych i świeckich, aby Dobra Nowina rzeczywiście dotarła do ludzi, nawet jeśli są zastraszeni czy nieufni. Każdy może w swoim sercu spróbować odpowiedzieć: co mogę zrobić w tej sytuacji. Można się modlić o nowe powołania misyjne, można też zastanowić się, jak wspomagać tych, którzy jadą na misje. Mamy na przykład w Bielsku lekarzy, którzy wyjeżdżają do Afryki i w ciągu krótkiego czasu wykonują kilkadziesiąt trudnych operacji. To też ważna pomoc. Z moich obserwacji wynika, że bardzo skuteczne jest partnerstwo między parafiami i do takiego partnerstwa zachęcam. Misyjna parafia może mieć kilka partnerskich wspólnot, które bezpośrednio będą pomagać w konkretnych działaniach - dodaje bp Pindel.