U "Sycharków" - przysięga rzecz święta

Urszula Rogólska

publikacja 26.08.2015 11:01

W czasie rozpraw rozwodowych sędzia dziwi się, czemu nie chcę się zgodzić na rozwód, kiedy już nie ma szans na uratowane naszego małżeństwa – mówi Andrzej z Zembrzyc. – Ja tłumaczę prosto: byłem w wojsku…

Małżonkowie z "Sycharu" ufają, że łaska Boża uzdrawia każdą tzw. beznadziejną sytuację Małżonkowie z "Sycharu" ufają, że łaska Boża uzdrawia każdą tzw. beznadziejną sytuację
Urszula Rogólska /Foto Gość

– Kwestia wierności przysiędze małżeńskiej jest w dzisiejszych czasach niepopularna – mówi Andrzej Fluder z Zembrzyc. – Kiedy byłem w wojsku, składałem przysięgę jako żołnierz. Konsekwencją niedochowania przysięgi w warunkach bojowych jest śmierć! A jaka jest konsekwencja złamania przysięgi małżeńskiej? Otwarcie drogi do grzechu – czyli śmierci duchowej!

Po odejściu żony, Andrzej szukał ludzi, którzy myślą podobnie. Znalazł ich w ognisku Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar” w Rychwałdzie. To właśnie małżonkowie z „Sycharu” podarowali w lipcu br. Matce Bożej Pani Ziemi Żywieckiej z rychwałdzkiego sanktuarium niezwykły prezent w 50. rocznicę ozdobienia Jej wizerunku koronami papieskimi. To dwie obrączki – złączone. Na zawsze.

Obrączki podarowane przez "Sycharki" Matce Bożej Rychwałdzkiej   Obrączki podarowane przez "Sycharki" Matce Bożej Rychwałdzkiej
Iwona Sobel
– To było nasze wotum dla Matki Bożej – mówi Iwona Sobel, liderka rychwałdzkiego ogniska. – Tu znaleźliśmy bezpieczną przystań w sytuacji, kiedy byliśmy połamani, bez ochoty do życia. Ona nam pokazała Kto nas może wyciągnąć z tego stanu – Jej Syn, Jezus. Chcieliśmy Maryi podarować coś, co się kojarzy z naszą wspólnotą. A są tym obrączki – symbol nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego.

Nie walczymy, trwamy

Patrząc po ludzku, ich związki małżeńskie nie istnieją. Są w różnych kryzysach – niby razem, a jednak osobno; pod wspólnym dachem albo już nie. Sami lub z dziećmi. Kobiety i mężczyźni. Młodsi i bardziej dojrzali. Jedni po rozwodzie lub w jego trakcie, inni w separacji, jeszcze inni próbowali znaleźć szczęście w drugim związku – niesakramentalnym. Łączy ich mocne przekonanie, że przysięga małżeńska, składana małżonkowi przed samym Bogiem: „ślubuję ci wierność, miłość i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci” jest naprawdę zobowiązaniem „aż do śmierci”.

– Wierzymy, że Pan Bóg daje dość łaski, żeby uzdrowić wszystkich sakramentalnych małżonków, uzdolnić ich do wypełnienia przysięgi małżeńskiej w każdej sytuacji kryzysu – także tej po ludzku beznadziejnej – mówi Iwona. – Bo Pan Bóg małżonków sakramentalnych zawsze i w każdej sytuacji widzi razem. Nie walczymy o nasze małżeństwa – po prostu trwamy w wierności przysiędze.

Takie czekanie nie jest możliwe bez wspólnoty ludzi, którzy mają za sobą podobne doświadczenia. Dlatego dla rychwałdzkich „Sycharków” dwa spotkania w miesiącu są tym, za czym tęsknią. Są gotowi prosić o zmiany w pracy, byle być.

Na sierpniowe biesiadowanie przy ognisku zaprosili też swoich przyjaciół i znajomych. Bo często spotykają się z pytaniem: „Skąd ty masz taki spokój? Nawet się uśmiechasz i żartujesz!” Kiedy śpiewają kolejne piosenki – a co druga o zranionych uczuciach – potrafią przyjmować je z dystansem i humorem... Jak wtedy, kiedy ktoś chwyta za gitarę i wybiera repertuar „Czerwonych Gitar”. Niesie się po ogrodzie: „Tak bardzo się starałem, a ty teraz nie chcesz mnie! Dla ciebie tak cierpiałem, powiedz mi dlaczego nie chcesz mnieeee?!”. W jednej chwili parskają śmiechem: – To brzmi jak nasz hymn!

Nie było łatwo

We wspólnocie jest m.in. Barbara Satława z Kocierza Moszczanickiego. – Pięć lat, osiem miesięcy i trzy dni temu mąż mnie zostawił. Pół roku zabrakło nam żeby świętować 30. rocznicę ślubu… – mówi. – Siedziałam w domu i rozpaczałam. Zaczęłam szukać pomocy w Kościele. Nie było łatwo. Zauważyłam, że mój mąż, ze swoją nową partnerką – jeśli tylko będzie chciał – niemal w co drugiej parafii trafi na wspólnotę osób żyjących w związkach niesakramentalnych i znajdzie dobrą opiekę duchową. Ci, którzy zostali sami, nie mają tak łatwo. Może się myśli: „Nic złego nie robią, sami sobie poradzą”.

Barbara trafiła do jednej ze wspólnot osób samotnych w Bielsku-Białej. – Ale nie znajdywałam tam swojego miejsca. Inaczej przeżywa swoją samotność ktoś, kto owdowiał, ktoś kto jest sam, bo nie spotkał tej jedynej osoby, inaczej my, osoby zostawione i po rozwodzie – mówi Barbara.

"Sycharki" i ich przyjaciele na spotkaniu integracyjnym w Rychwałdzie   "Sycharki" i ich przyjaciele na spotkaniu integracyjnym w Rychwałdzie
Urszula Rogólska /Foto Gość
Ktoś ze znajomych zaprosił ją na Mszę św. w Rychwałdzie. Po Mszy św. było spotkanie formacyjne jednej ze wspólnot. – Oni zaczęli się dzielić, rozmawiać, a ja się czułam z każdą chwilą coraz mniejsza, bo nie miałam takiej wiedzy. Przycupnęłam w kącie i wzięłam leżącą na stoliku gazetę. To była „Familia”. Okazało się, że wyszły tylko trzy numery. Dziś wiem, że po to, żebym jeden z nich znalazła… Tam znalazłam zaproszenie na rekolekcje do Koniakowa, dla żon samotnych i po rozwodzie.

Barbara obawiała się, co ona, taka „seniorka” będzie robić w takim gronie: – Mnie się wydawało, że problemy w małżeństwie mają osoby młode. Myliłam się – było sporo pań w moich wieku! To mnie nauczyło, że nie można siedzieć w domu. Trzeba wyjść i zobaczyć, że nie jest się samej!

Wkrótce powstało ognisko „Sycharu” w Rychwałdzie. – Wspólnota dodaje mi skrzydeł. Pomaga wierzyć, że wszystko ma sens i wszystko jest po coś w naszym życiu - mówi Barbara. - Uczy mnie pracy nad sobą – męża nie zmienię, ale mogę zmienić siebie. I to procentuje tym, że patrzę na świat optymistycznie. I nie mówię, że jest mi dobrze. Ale w tym, co się dzieje wokół mnie, dostrzegam coraz więcej dobrych rzeczy. I wiem, że tę silę daje mi Pan Bóg. Jakby mi ktoś pięć lat temu powiedział, że będę taka radosna, uśmiechnięta, to bym nie uwierzyła. Ile ja w tym czasie ludzi spotkałam, ile świata zobaczyłam, ilu ludzi czekało na moją pomoc… Wierzę, że moje małżeństwo jest do uratowania, ale czasem nie potrafię do końca zaufać Jezusowi, wyobrazić sobie tej sytuacji i mówię: „Nie rób mi tego. Jest mi tak wspaniale teraz…”. 

Co robić dalej?

Bernadetta Kenig z Wilkowic jest we wspólnocie od trzech lat. - Kiedy zostałam sama, szukałam jakiegoś drogowskazu – co robić dalej? – opowiada. – Pomógł mi znajomy ksiądz. Wiedziałam, że bez wspólnoty sobie nie poradzę. Zaangażowałam się w wolontariat w Hospicjum św. Kamila w Bielsku. Pochłonęło mnie też internetowe forum „Sycharu”. Nie udzielałam się na nim. Bardziej czytałam świadectwa. Marzyłam o tym, żeby gdzieś niedaleko powstała tak wspólnota. I to tam znalazłam zaproszenie na spotkanie powstającego ogniska w Rychwałdzie.

"Sycharowskie" ognisko... przy ognisku   "Sycharowskie" ognisko... przy ognisku
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jak podkreśla Bernadetta, wspólnota daje siłę. – Kiedy widzisz w tych ludziach determinację: „Chcemy trwać w wierności”, to masz pewność: to też moja droga. Decyzję podjęłam: wytrwam. Spędzamy ze sobą też sporo czasu prywatnie, poza spotkaniami, rekolekcjami, pielgrzymkami. Kiedy jedno z nas ma dołek, inne lata na skrzydłach. Dlatego tak jesteśmy sobie potrzebni.

Nie jest prawdą, że w sakramentalnym małżeństwie mimo kryzysu chcą trwać tylko kobiety. W rychwałdzkim ognisku proporcje układają się pół na pół.

– Kiedy żona odeszła, a ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić, prosiłem o modlitwę wstawienniczą w mojej wspólnocie, w której jestem od 25 lat – mówi Darek Romik z Bieska-Białej. - Wiele osób chciało mi pomóc, ale nikt z nich nie był w takiej sytuacji jak ja. Nikt nie był w stanie mnie zrozumieć. Miałem zupełnego doła, kiedy daleki kuzyn opowiedział mi o „Sycharze”. Postanowiłem: „Wchodzę w to!”. Tu problemy nas jednoczą. Jeden drugiemu daje wskazówki, bo każdy coś podobnego przeżywa lub przeżywał. Tu odbudowuję siebie tak, żeby stanąć na własnych nogach.

– Źle się działo w moim małżeństwie i zacząłem szukać środowiska, które pozwoli mi sobie poradzić z emocjami, które przeżywałem – mówi Konrad Janusz z Bielska-Białej. – Choć nie jesteśmy po rozwodzie, żyjemy w nieformalnej separacji. Trafiłem na rekolekcje do Rychwałdu, a potem do „Sycharu”. Od kilkunastu lat jestem w Odnowie w Duchu Świętym. Ale to tu są ludzie, którzy mają podobne problemy. Nie trzeba dużo tłumaczyć.

Konrad zaznacza, że czas w „Sycharze” pomógł mu tak naprawdę wrócić do Pana Boga. – Przy okazji kryzysu On upomniał się o mnie. Kiedy kryzys przeżywamy z Bogiem, we wspólnocie, to sami się rozwijamy, a zranienia zaczynają zdrowieć. Tu się nie nakręcamy wzajemnie. Staramy się pomagać jedni drugim. Pan mi wyraźnie pokazuje słowa, by ufności nie pokładać w człowieku, ale w Nim – i na Jego fundamencie budować swoje życie.

Wspólnota daje siłę w wytrwaniu przy Jezusie   Wspólnota daje siłę w wytrwaniu przy Jezusie
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wspólnota mobilizuje do twórczego, nowego życia, do podejmowania nowych wyzwań. Konrad – choć ma już prawie dorosłe dzieci – właśnie zaczyna studia. To nie jedyny taki przypadek w „Sycharze”.

Jedni trafiają do wspólnoty, bo jej szukają, inni – przez tzw. „przypadek.

– Byłam już parę lat po rozwodzie. Weszłam na stronę internetową naszej parafii w Leśnej, żeby sprawdzić o której godzinie posłać syna do spowiedzi – mówi Iwona Szemik. – Szukając, zauważyłam na stronie link przekierowujący na stronę „Sycharu”. Kliknęłam z ciekawości i… pomyślałam, że chcę tam pojechać, zobaczyć. Zapytałam jeszcze naszego proboszcza czy to dobra decyzja. Pojechałam i… już zostałam. Jestem pewna, że to było Boże prowadzenie. Jak zobaczyłam ludzi, którzy byli tak mili, serdeczni, uśmiechnięci byłam zaskoczona. Myślałam: „Czy ja też będę częścią tego świata?”. I tak się stało. Tu ludzie odzyskują prawdziwe szczęście. Po spotkaniach wychodzę odmieniona. Kiedy pierwszy raz usłyszałam hasło „Sycharu”, że „Każde małżeństwo jest do uratowania”, nie bardzo w to wierzyłam. Myślałam, że nawet jeśli mąż wróci, to na moich warunkach. Teraz już wiem, że mam być gotowa na przyjęcie tej łaski. A jak i kiedy się to stanie – to już sprawa Pana Boga. Jestem przekonana, że to dobra i właściwa droga, na która naprowadził mnie On sam...

Ognisko „Sychar” przy sanktuarium Matki Bożej w Rychwałdzie zaprasza na spotkania wszystkie osoby, którzy doświadczają jakichkolwiek problemów w życiu małżeńskim, także osoby po rozwodzie lub żyjące w separacji.
Spotkania odbywają się:
– w pierwsze wtorki miesiąca (najbliższe 1 września) – Msza św. o 18.00, a następnie spotkanie.
– w trzecie wtorki miesiąca – Adoracja Najświętszego Sakramentu w kaplicy Franciszkańskiego Domu Formacyjno-Edukacyjnego o 18.00.

O rychwałdzkim "Sycharze" - także w papierowym "Gościu" bielsko-żywieckim nr 35 na 30 sierpnia br., a także w tekście: "Sycharki nie zdejmują obrączki"