Marsz przez Auschwitz: żywa lekcja historii

Alina Świeży-Sobel

publikacja 16.04.2015 17:59

Kilka tysięcy młodych ludzi z 50 krajów, głównie Żydzi, ale także Polacy i Niemcy, od rana gromadziło się na terenie byłego niemieckiego obozu KL Auschwitz, by wziąć udział w 24. Marszu Żywych.

Ważnym przygotowaniem do przejścia Drogą Śmierci, łączącą dwa podobozy Auschwitz, była obecność tam: za bramą "Arbeit macht frei"... Ważnym przygotowaniem do przejścia Drogą Śmierci, łączącą dwa podobozy Auschwitz, była obecność tam: za bramą "Arbeit macht frei"...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Obozowe alejki między blokami wypełniały się od rana grupkami młodych. Było też około tysiąca polskich uczniów. Przyszli po to, by wspólnie pokazać światu, że pamiętają... Wspólnie oglądali wstrząsające dowody zbrodni, których tu dokonywano. A potem wyruszyli w 24. Marsz Żywych, żeby idąc Drogą Śmierci, oddać hołd pomordowanym.

- Uczniów przywieźliśmy ten Marsz już po raz dziesiąty. Robimy to co roku z tego samego powodu: żeby tłumaczyć młodzieży, czym był Holokaust, uświadomić im, co ludzie tutaj przeżywali - mówi Elżbieta Kozik z Zespołu Szkół Budowlanych nr 5 w Tychach. Temu służyło zwiedzanie ekspozycji w otwartych do zwiedzania blokach, a także zapalone pod Ścianą Śmieci znicze.

- Też jestem tu już po raz dziesiąty - dodaje Danuta Wencel, germanistka z tej samej szkoły. - To bardzo wzruszające przeżycie, bo za każdym razem spotykamy tu rabina Johanana Frieda, który zaczyna corocznie Marsz grając na szofarze - baranim rogu. Przed chwilą spotkaliśmy się znowu, kiedy wracaliśmy spod Ściany Śmierci, gdzie oddawaliśmy hołd ofiarom Holokaustu. Rabin opowiedział naszej młodzieży o tym, co działo się kiedyś i jak ważna jest ich obecność w tym miejscu, dawanie świadectwa i dzielenie się nim. A dla nas  to zaszczyt, że możemy być tutaj. Zresztą rabin spotyka się też z uczniami naszej szkoły w Tychach i opowiadał o Holokauście i modlił się razem z naszym księdzem, odmawiając wspólnie Psalm 23. To również była żywa lekcja historii dla młodzieży.

- Przyjechałem tu już po raz drugi, żeby uczcić pamięć ludzi, którzy zginęli w Auschwitz - mówi Eryk Popiela, uczeń z Tychów.  - Spotkaliśmy tu ludzi z różnych krajów Europy i  świata. Jestem pierwszy raz i sądzę, że następnym razem też przyjadę, bo to dobre miejsce, żeby zapoznać się z historią, ludźmi i spróbować zrozumieć, co tu się stało - dodaje Daria Krzak. Oboje właśnie rozmawiali na ten temat z rówieśnikami z Argentyny.

Młodzi Żydzi i Polacy wspólnie poznawali prawdę o tragicznej przeszłości tego miejsca   Młodzi Żydzi i Polacy wspólnie poznawali prawdę o tragicznej przeszłości tego miejsca
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- My jesteśmy z LO nr 2 w Knurowie, to szkoła o profilu wojskowym - mówi Jakub Przybyszewski, maszerujący na czele sporej grupy chłopców i dziewczyn w mundurach, niosących polskie flagi. - Przyjechaliśmy uczcić pamięć tych, którzy tu zginęli. - I reprezentować polską młodzież - dodaje Klaudia Paradyż.

Z biało-czerwonymi flagami w rękach szły obozową aleją licealistki z III LO w Kaliszu. - Chciałyśmy zobaczyć to miejsce, spróbować poczuć się trochę jak ci, którzy tu cierpieli. Wiemy, że to niemożliwe, bo my tu jesteśmy jako wolni ludzie, a oni musieli tu być. To straszne i przytłaczające miejsce. Czytałyśmy o tym, jak ginęli Żydzi, Cyganie, ludzie tylu narodowości. Próbujemy pojąć ich tragedię i na pewno nigdy o niej nie zapomnimy - zapewniają Magda Antolczyk i Kasia Kowalska.

Spokojnym krokiem w kierunku zbierającej się za bramą z napisem "Arbeit macht frei" młodzieży zmierza były więzień Bogdan Bartnikowski, autor obozowych opowiadań "Dzieciństwo w pasiakach", jeden ze świadków tragedii, jaka dokonywała się za drutami obozu.

- Byłem tu ponad 70 lat temu, więc i dzisiaj też tu powinienem być - mówi. - Znalazłem się w Auschwitz w sierpniu 1944 roku jako dziecko. Przyjechałem z pierwszym transportem polskiej ludności cywilnej z powstańczej Warszawy. Trafiliśmy wtedy do Birkenau, dokąd przejdziemy w czasie Marszu. To są bardzo złe wspomnienia, które wciąż mnie prześladują, męczą, choć przecież dla mnie nie spełniły się słowa, że stąd jedyne wyjście na wolność prowadzi przez komin. Wyszedłem stąd jednak na nogach i dlatego przychodzę.

- To wielki cmentarz i trzeba tu być, bo trzeba o tym wszystkim pamiętać - dodaje Bogdan Bartnikowski. - Mam sporo kontaktów z młodzieżą, także niemiecką, i mogę powiedzieć, że w Niemczech duże jest zainteresowanie młodzieży tą historią. Choć wiemy dobrze, że są i głosy inne, przerażające, które próbują zaprzeczyć prawdzie i mówią, że żadnej zagłady nie było, nie nie gazowali ludzi, że nie było krematoriów... Mnie rzeczywiście nie zagazowali, ale pewnie niedużo brakowało. Dlatego dopóki mogę, będę dla tych młodych przekazywał to moje świadectwo.