publikacja 01.06.2014 13:21
I Maryje, i Samarytanki - razem 64 kobiety - razem z o. Bogdanem Kocańdą OFMConv i jego pomocnikami - Stefanem i Piotrem - ruszyły na 6. Franciszkański Rajd Kobiet w Beskid Wyspowy.
Od lewej - Asia i Natalia - dwie z 64 kobiet "porwanych" na Ćwilin i Śnieżnicę
Urszula Rogólska /GN
O świcie w ostatnim dniu maja, w Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny spotykamy się przed sanktuarium Matki Bożej Pani Ziemi Żywieckiej w Rychwałdzie. Ledwo mieści nas największy znaleziony w okolicy autokar, a pojedzie jeszcze dodatkowo bus!
Najmłodsza z nas, Moniczka chodzi do drugiej klasy podstawówki w Zabłociu. Najstarsza... Nie! Nie ma wśród nas najstarszych! Wszystkie mamy po -naście lat i tak też się czujemy!
Rekordowa liczba pań zgłosiła się w tym roku do udziału w 6. Franciszkańskim Rajdzie Kobiet. Nasz cel - Śnieżnica w Beskidzie Wyspowym. Ale co się wydarzy naprawdę - dopiero się dowiemy... Bo dobrowolnie dałyśmy się porwać w blasku porannego słońca, zgadzając się na wszystko, co nas czeka!
Jedziemy niosąc ze sobą historię Samarytanki z Sychar - tej, która spotkała Jezusa w samo południe przy studni, kiedy poprosił „Daj mi pić...”. Bo towarzyszy nam temat: „Kobieta... a pragnienie miłości”.
- Jeszcze parę tygodni temu martwiłam się co zrobić... Miałam kilkanaście zgłoszeń, zamówiony autokar, który trzeba będzie opłacić... - opowiada Danuta Janik z Fraternii Franciszkańskiej, która wzięła na siebie obowiązki logistycznej organizacji rajdu. - Tymczasem na parę dni przed rajdem musiałam szukać dużo większego autokaru, busa, a jeszcze i tak nie mogły pojechać wszystkie chętne panie, które zgłaszały się do ostatnich dni.
Franciszkańskie rajdy w góry, to fenomen!
Długa trasa za nimi - a zmęczania ani śladu!
Urszula Rogólska /GN
- Parę lat temu zastanawialiśmy się nad formacją mężczyzn. Mężczyzna nie podejmuje decyzji przy kawie czy herbatce. Żeby zadecydować co robić, mężczyzna musi działać, poczuć wiatr we włosach - mówi o. Bogdan Kocańda z franciszkańskiej wspólnoty w Rychwałdzie. - Wpadliśmy na pomysł, że będziemy zdobywać szczyty. Wymyśliliśmy spotkania w drodze: „Jabłko w ręku Adama” - Ewa zostawiła Adamowi jabłko i teraz on musi podjąć decyzję, co z nim zrobić.
- Wkrótce my, kobiety „pozazdrościłyśmy” naszym mężom. I tak zrodziły się Franciszkańskie Rajdy Kobiet - dodaje Joanna Mazurek. - Wyruszamy w góry w kobiecej grupie, z tylko jednym mężczyzną - kapłanem. W tym roku są też z nami Stefan i Bogdan, mężowie dwóch z nas - służą nam i ojcu pomocą w posługiwaniu.
Dzbany w dłoń!
Dojeżdżamy na Przełęcz Gruszowiec. Już nie brakuje okazji do śmiechu - losujemy serduszka-naklejki z wypisanymi imionami współuczestniczek rajdu. Z serduszkiem w ręku ruszamy na plac pokrzykując imię naszej koleżanki. Za chwilę o. Bogdan wręczy każdej z nas dzban (wycięty z papieru). W wolnej chwili każda z nas napisze na nim to, co chce by Jezus w niej uzdrowił, przemienił.
Część pań zostaje na przełęczy i za chwilę będzie się wspinać półgodzinnym (ale wcale niełatwym) szlakiem do Ośrodka Rekolekcyjnego na Śnieżnicy. Większość z nas jednak zgadza się na niespodziankę! Wracamy do Mszany Dolnej, skąd powędrujemy na Ćwilin.
Świeci nam słońce, ale na szczęście nie dokucza upał. Wędrujemy najpierw wśród wysokich traw zroszonych deszczem z ubiegłych dni, w głębokim błocie. Potem w lesie, w którym co kilkaset - a nawet częściej - metrów pokonujemy pnie zwalonych ogromnych drzew iglastych. W końcu przed szczytem czeka nas stroma wspinaczka. O. Bogdan i panowie dbają o samopoczucie każdej z nas. Nie poddajemy się, żartując tylko co chwilę legendarnym hasłem Osiołka ze „Shreka”: „Daleko jeszcze...?!”
A i same nawzajem służymy sobie pomocą. Zdecydowana większość z nas się nie zna, widzimy się pierwszy raz w życiu, a jednak góry naprawdę łączą. Czujemy się jak przyjaciółki z dawnych lat.
Wiele z nas ma w sobie żywe doświadczenie działania Pana Boga w naszym życiu. Droga to dobra okazja, by rozmawiać o wszystkim - o pracy, o dzieciach, ale i o naszych spotkaniach z Panem Bogiem, o ewangelizacji. Bo większość z pań, na rajd przyciągnęły wydarzenia, w których uczestniczyły dzięki posłudze wspólnot przy Franciszkańskim Domu Formacyjno-Edukacyjnym w Rychwałdzie.
Na szczycie Ćwilina zachwycamy się rozległą panoramą, indywidualnie modlimy przy obelisku ku czci św. Jana Pawła II, postawionym przez okolicznych mieszkańców. Potem stromą Ścianą Płaczu - jak nazywa ten odcinek szlaku nawet przewodnik - w pół godziny (oczywiście znowu w błocie i po zwalonych drzewach) schodzimy na Gruszowiec.
Ubłocone, niektóre trochę zmęczone, ale z coraz lepszym poczuciem humoru, ruszamy na nasz ostatni etap wspinaczki - na Śnieżnicę.
Jak Maryja i Samarytanka
U celu - w ośrodku rekolekcyjnym prowadzonym przez ks. Jana Zająca, przeszczęśliwe zasiadamy do wspólnej zupy pomidorowej, odpoczywamy i czekamy na najważniejszy Szczyt tego dnia - Eucharystię.
Słuchamy Ewangelii o tym, jak Maryja poszła z pośpiechem w góry do Elżbiety, jak jej życzliwie usłużyła, przyniosła radość Ducha Świętego. Chcemy być takie jak ona - jeden etap mamy już za sobą - ruszyłyśmy w góry.
W homilii o. Bogdan mówi nam najpierw o miłości - tej ludzkiej, którą opisywał też św. Jan Paweł II - że jest miłość upodobania, miłość pragnienia i miłość życzliwości. Ale słuchamy też o Samarytance - o jej pragnieniach i pragnieniu Jezusa - o pragnieniach najwyższej miłości - Miłości Oblubieńczej. O. Bogdan mówi nam swoje świadectwo - że sam, w kapłaństwie, w celibacie każdego dnia doświadcza takiej Miłości.
Do ołtarza przynosimy nasze dzbany. Po Mszy św. o. Bogdan modli się o nasze uzdrowienie, potem nad każdą z nas osobno. Duch Święty przychodzi z mocą - ze swoimi charyzmatami, kiedy uwielbiamy Jezusa pieśnią. I to z taką mocą, że aż okoliczne ptaki przysiadają na oknie.
Nim zejdziemy w doliny, do autokaru - jeszcze uczta dla ciała przy ognisku.
Po żadnej z nas nie widać, że mamy za sobą dzień wielkiego wysiłku fizycznego. W autobusie słychać rozmowy o kolejnych zaproszeniach na spotkania z Pismem Świętym, o rekolekcjach, kursach „Alfa”, wiele z nas dzieli się doświadczeniem działania Ducha Świętego w naszym życiu. On na pewno z nami był i jest!