Topnieje moja kolekcja

ks. Jacek M. Pędziwiatr

Znałem dowcip, jeden z wielu. Łagiewniki mi go spaliły.

Topnieje moja kolekcja

Dowcip nie był najwyższych lotów, ot, zwykła zagadka:
- Co to jest? Idzie, modli się, śpiewa i załatwia się w krzakach?
- Piesza pielgrzymka.

Piesza pielgrzymka po raz drugi przeszła z Bielska-Białej Hałcnowa do Łagiewnik i spaliła mi stary dowcip: po pielgrzymkach nie został żaden nawet papierek. A miejsce postoju i kilkudziesięciominutowego odpoczynku można było rozpoznać z daleka po niskopodwoziowej ciężarówce z przyczepą, jej burty rozkładały się na boki tworząc schodki, po których można było wejść do plastikowych toalet. Zdarzały się kolejki, ale ruch przed błękitnymi wnuczkami sławojek odbywał się płynnie. Toalety były czyściutkie, z ładunkiem nie napoczętych rolek papieru higienicznego, świeżo załadowanym przed każdym postojem.

- Też sobie wybrałem temat - ktoś pomyśli. Jeszcze trochę cierpliwości, proszę nie naciskać klawisza „powrót”. Nie mam zamiaru tworzyć poematu na temat toalet. Ale chcę zwrócić uwagę na niewidoczną stronę pobożnej peregrynacji. Tak prozaiczna sprawa, jak toalety, świadczy bowiem o stopniu zorganizowania pielgrzymki. Codzienna Msza święta, modlitwa i śpiew w drodze, nawiedzenie świętych miejsc, wreszcie akt zawierzenia - to duchowy wymiar przedsięwzięcia, w którym tym razem wzięło udział dwukrotnie więcej pątników, niż w roku ubiegłym, a liczba ta znacznie przekroczyła tysiąc, czyli populację niejednej beskidzkiej parafii. Ale w pielgrzymce idą ludzie, a ludzie mają ciała, zaś ciała swoje potrzeby, a zaspokojenie ich w godny sposób świadczy o kulturze lokalnej społeczności, jaką na cztery dni staje się wspólnota pątników.

Gratuluję pielgrzymce do Łagiewnik organizatorów. Chwała im za to, że zatroszczyli się i o ducha i o ciało pielgrzymkowego organizmu. Myślę, że tej dbałości także o ciało, może im pozazdrościć niejeden sołtys, wójt, prezydent czy starosta, a może nawet ksiądz proboszcz - ludzie na urzędach, którzy chodzącym po ulicach, przesiadującym na skwerach, czekającym w kolejce do urzędu, albo nawet robiącym porządki na cmentarzu lub przychodzącym do kościoła, zwłaszcza z małymi dziećmi, mogliby ułatwić życie, przynajmniej w zakresie higieny. Czasem tak niewiele trzeba, żeby odjąć spory ładunek trosk i zakłopotania. Wystarczy błękitna kabina z rolką papieru higienicznego.

Problem w tym tylko, że moja prywatna kolekcja dowcipów może na tym ucierpieć. A co mi tam. Na szczęście są w niej takie, które nigdy nie stracą na aktualności. Jak choćby ten - bardzo na czasie - o pierwszej spowiedzi świętej, podczas której jakiś maluch oskarżał się w konfesjonale”
- Pożądałem cudzej żony.
- W tym wieku? - zdziwił się ksiądz?
- Tak, bo ona robi lepsze pierogi z serem, niż moja mama.