Martyna na krańcach pielgrzymiego świata

Urszula Rogólska

publikacja 07.05.2014 07:15

- Nie można dopuścić, żeby pielgrzym się smucił! - mówi zdecydowanie Martyna Kolasa - ratowniczka Maltańskiej Służby Medycznej z Kęt.

Martyna Kolasa: "Lepiej zapobiegać niż leczyć", więc lepiej dopingować pielgrzymów swoją radością niż widzieć ich cierpiących w punkcie medycznym! Martyna Kolasa: "Lepiej zapobiegać niż leczyć", więc lepiej dopingować pielgrzymów swoją radością niż widzieć ich cierpiących w punkcie medycznym!
Urszula Rogólska /GN

Ponad trzysta osób w jednej pielgrzymiej grupie w drodze z Bielska-Białej do Łagiewnik śpiewało:

„Ziarenko do ziarenka, a kamyczek do kamyczka,

A cegiełka do cegiełki - ma nasz wspólny dom.

W każdy ranek, w każdy wieczór - budujemy Kościół Boży!”

- A między kamyczki i cegiełki - co? - pytali muzyczni.

- Malta! - wykrzykiwali pielgrzymi.

To taka pielgrzymia gra słów, bo malta - w gwarze śląskiej - to zaprawa murarska. Ale to też popularne określenie ratowników Maltańskiej Służby Medycznej, którzy towarzyszyli łagiewnickim pielgrzymom diecezji bielsko-żywieckiej.

Piętnaścioro "maltańczyków" - ratowników wspierało wszystkich pielgrzymów, którzy potrzebowali pomocy medycznej. Przekłuwali pęcherze, opatrywali poranione stopy, podłączali kroplówki, udzielali porad jak sobie radzić z wędrówką w upale.

I jak tu się nie uśmiechnać do takiej "maltanki" nawet jeśli nos już wpada w asfalt ze zmęczenia?   I jak tu się nie uśmiechnać do takiej "maltanki" nawet jeśli nos już wpada w asfalt ze zmęczenia?
Urszula Rogólska /GN
Szli na "krańcu" - z tyłu każdej grupy. "Cementowali" wszystkie ziarenka - czyli pielgrzymów.

Wśród nich była Martyna Kolasa, studentka ratownictwa medycznego w Bielsku-Białej i "maltanka" z oddziału MSM w Kętach. Ale kiedy nikt nie potrzebował pomocy, trudno jej było iść na końcu grupy. Szybko przemieszczała się na początek głośno wołając:

- Proszę zakładać nakrycia głowy i to szybciutko, bo idzie kontrola! I nawadniać się, nawadniać, nawadniać!

Kiedy już dotarła na czoło grupy, stawała na poboczu drogi i albo przybijała piątki kilkuset osobom - aż znów znalazła się na końcu grupy - albo głośno śpiewała, tańczyła i wymyślała układy choreograficzne do intonowanych piosenek. W biegu zrywała stokrotki i z czarującym uśmiechem wręczała je tym pielgrzymom, których nos wpadał już ze zmęczenia w asfalt.

Uśmiechnięta blondynka, mówi: - Nie umiałabym iść z tyłu cały czas i czekać, wypatrując tych, którzy być może za chwilę będą potrzebowali mojej pomocy. Wychodzę z założenia, że "lepiej zapobiegać niż leczyć". Pielgrzymka to dla mnie zawsze czas, kiedy mogę odetchnąć od codziennego życia w biegu - mówi... biegająca Martyna. - Bo ta bieganina tutaj, to coś zupełnie innego.

Martyna ładuje akumulatory w tańcu na boisku w Babicy   Martyna ładuje akumulatory w tańcu na boisku w Babicy
Urszula Rogólska /GN
Cieszy mnie przebywanie z ludźmi. Radosna grupa pielgrzymkowa dodaje sił każdemu, kto w niej idzie. Oczywiście - trzeba być cały czas skoncentrowanym na podstawowym zadaniu jakie tutaj mam - czuwać nad bezpieczeństwem pielgrzymów od strony medycznej. Staram się jednak robić wszystko, żeby pielgrzymi odnajdywali w sobie radość, która pozwala znosić wszelkie trudy drogi.

Ten mój uśmiech, radość, to pomoc Pana Boga dla mnie i staram się je przekazywać innym.

Sama idę w takich samych warunkach jak wszyscy. Też czasem odczuwam zmęczenie, ale wiem, że pokonuje się je znacznie łatwiej, kiedy obok siebie zauważa się drugiego człowieka. Jeśli zdobędziesz się na uśmiech, to ten optymizm udziela się także innym i wraca do ciebie ze zdwojoną siłą.