Ewangelizacja pod koszem

Urszula Rogólska

publikacja 29.09.2013 09:22

- Wychodzimy na ulice jak chce papież Franciszek i się bujamy w rytm hip-hopu, a do tego jest superbasket - mówią cieszyniacy, którzy 28 września zaprosili całe miasto na ewangelizację uliczną.

Ewangelizacja pod koszem Turniej koszykówki rozpoczął uliczną ewangelizację na Osiedlu Liburnia w Cieszynie Urszula Rogólska /GN

- Jesteśmy raperami, nawróciliśmy się i chcemy mówić wszystkim o tym, jak Bóg nas uratował - mówi raper Poison - Piotr Plichta, który był jednym z gości ulicznej ewangelizacji w Cieszynie, połączonej z turniejem koszykówki. - Dzisiejszy świat odrzuca chrześcijan. Mówi o nich - lamus. Musimy być twardzi. Wiemy, gdzie jest nasza droga. Bogu ufamy i Jemu oddajemy nasze serca. Idziemy do przodu. On toruje nam drogę.

Chrześcijanin to nie lamus

- Jest taki utwór rapowy, który mówi o stereotypie chrześcijanina - „wąskie spodnie, długie włoski, zapach dość swojski, chrześcijanin to lamus”. A inny, też hip-hopowy tekst: „Nie będziemy siedzieć w kościółkach jak pieski w swoich kojcach, wyjdziemy na ulice pokazać chwałę swego Ojca” - to właśnie chcemy pokazać, że chrześcijanin to twardy, odważny człowiek. Stad to hasło: ”Chrześcijanin to nie lamus” - mówi Włodzimierz Habarta, cieszyński nauczyciel WF-u, jeden z inicjatorów ulicznej ewangelizacji, która odbyła się 28 września w Cieszynie.

Na terenie parafii św. Elżbiety, na boisku przy Szkole Podstawowej nr 2, od rana nie brakowało młodych sportowców. Dzień ewangelizacji rozpoczął turniej streetballowy - koszykówki ulicznej. Do udziału zgłosiło się pięć drużyn ze szkół podstawowych i sześć z gimnazjów. Razem prawie sześćdziesiąt osób. A z nimi - rodzice, tłum kibiców, nauczyciele, księża, siostry zakonne.

Muzyka, która im towarzyszyła - hip-hop - też przyciągała wielu młodych. Zaskakiwał tylko przekaz - bo raperzy Poison, Alen i Beno mówią odważnie o tym, jak zostali odnalezieni przez Pana Boga. Po turnieju koszykówki dali popis swoich umiejętności.

Był czas na najważniejsze - świadectwa nawrócenia raperów i głoszenie kerygmatu przez ks. Bartosza Łacka, wikarego z parafii św. Marii Magdaleny. Kto chciał, mógł w każdej chwili porozmawiać z księżmi, wyspowiadać się - przygotowano dla nich specjalne miejsce „na paletach”, na trawniku obok boiska. Księża nie narzekali na brak pracy...

Wieczorem ewangelizacja przeniosła się do kościoła św. Elżbiety - ta parafia, ze swoim proboszczem ks. Jackiem Graczem i ks. Łukaszem Gąsiorkiem, była głównym organizatorem przedsięwzięcia. Do kościoła mógł przyjść każdy - była wspólna modlitwa kanonami z Taizé, modlitwa uwielbienia z franciszkańską wspólnotą „Zacheusz” i centrum dnia - Eucharystia.

Martwe boisko - diabeł żywy

- Dzisiaj, na początek tego dnia ks. Stefan Sputek, dziekan cieszyński, powiedział za św. księdzem Bosko, że „martwe boisko to diabeł żywy”. Dziś to boisko nie jest martwe - od rana jest tu naprawdę wiele osób - niektórzy wiedzieli, po co tu przychodzą, inni z przypadku - bo usłyszeli muzykę - mówi Włodzimierz Habarta.

- Cała inicjatywa zrodziła się w szkole - w liceum im. Kopernika, gdzie razem z Włodkiem pracujemy - mówi ks. Bartosz Łacek. - Szukaliśmy środka, który będzie sposobem dotarcia do tych ludzi, którzy czasami są skupieni na jakimś rodzaju muzyki, na konkretnym zespole, a nie wiedzą, że w takim samym stylu propagowane są wartości wyższe. Bo najczęściej tego typu klimaty muzyczne proponują antywartości takie, jak narkotyki i rozwiązłość seksualna. Zespoły, które dziś tutaj zaprosiliśmy, przez swoją muzykę dają świadectwo - najpierw - odwrotu od Pana Boga, a potem powrotu do Niego.

Nie wszyscy, którzy przyszli na szkolne boisko, by wziąć udział w turnieju, mieli świadomość, że to także czas ewangelizacji. - Patrzyli ukradkiem, czemu tylu księży się tu kręci - uśmiecha się ks. Łacek. - Ale myślę, że to dobra droga dotarcia do nich. Do tego ich muzyka. Jeden z naszych gości - raper Poison śpiewa taka piosenkę: „Nowy świat, nowy start”. Mam nadzieję, że dla wielu będzie to taki moment otwarcia się na Boże działanie w ich życiu. Warto podkreślić, że nasza ewangelizacja to inicjatywa ekumeniczna - przez cały miesiąc, co tydzień, spotykaliśmy się razem z braćmi z innych Kościołów, przygotowując to spotkanie. Po ludzku zrobiliśmy, co mogliśmy, resztę zostawiamy Duchowi Świętemu.

Wychodzimy na ulice

- Cieszę się, że tyle dzieciaków dziś tu przyszło - mówi Włodzimierz Habarta. - Dziś boisko nie jest martwe. Nie ma kosza, przy którym ktoś by nie grał. Jest koszykówka, był pokaz rowerowy w wykonaniu naszych mistrzów Szymona i Tomka Bochenków, jest muzyka hip-hopowa z chrześcijańskim przekazem. Chcemy pokazać młodym, że chrześcijanie mają swoje pasje, że „chrześcijanin to nie lamus”. Ks. Bartek - w sutannie, ze stułą na szyi, ma na plecach kartkę z napisem: „Czekam. Jestem do Twojej dyspozycji”. Są z nami wychowankowie cieszyńskiej koszykówki z trenerem Jackiem Bortliczkiem - skończyli studia, są nauczycielami, chcą nam pomagać. Są młodzi adepci koszykówki - dzięki nim mamy naprawdę wysoki poziom gry. Są nauczyciele cieszyńskich szkół, są cieszyńscy wolontariusze Wojtka Piszczka - obsługują bufet, opiekują się najmłodszymi dziećmi, organizują dla nich zajęcia. To wszystko po to, by wszyscy usłyszeli o Jezusie. Wychodzimy na ulice jak chce Papież Franciszek i się bujamy w rytm hip-hopu, a do tego jest superbasket.

Włodzimierz Habarta mówi, że zależy mu bardzo na obecności rodziców. - Żeby byli na koncercie, posłuchali hip-hopu z tym pozytywnym przekazem i świadectw chłopaków, którzy poradzili sobie z tak trudnymi sprawami, jak narkotyki i przestępczość. Wiele dzieci czeka na to, żeby rodzice zobaczyli, co jest ich pasją, żeby mieli doping rodziców i razem szli w dobrym kierunku.

Byłem już na samym dnie

- Robimy to dla tych ludzi. Przyjechaliśmy całą ekipą z różnych miejscowości Polski, ale razem jesteśmy braćmi w Jezusie - mówi Poison. - Nawróciliśmy się i chcemy mówić o tym, jak Bóg nas uratował. Jest wielu młodych, którym inni wmawiają lub oni sami sobie wmawiają, że są już straceni, że nic w życiu nie osiągną. A my chcemy powiedzieć, że z Bogiem wszystko jest możliwe. Często mówię, że Bóg mnie odnalazł. Byłem narkomanem, brałem dużo przeróżnych używek. Byłem już na samym dnie i tak naprawdę wszyscy wokoło mówili, że nic już ze mnie nie będzie.

Pamiętam dzień, kiedy leżałem w domu i miałem taką zwałę, że szkoda gadać - mówi Poison. - Żyjemy w chrześcijańskim kraju. O Bogu słyszałem. Ale tak naprawdę byłem martwym chrześcijaninem. Zacząłem wołać do Boga: - Jeśli naprawdę istniejesz - bo nigdy Cię nie doświadczyłem - to proszę Cię, przyjdź do mojego życia i zmień je. I dosłownie w tym samym momencie poczułem niesamowitą moc w sobie. Jakby ktoś wypełniał moje ciało i poczułem pokój w sercu. Nigdy tego nie doświadczyłem. I usłyszałem w sobie taki głos: „Wszystko będzie dobrze”. Na drugi dzień wstałem i wszystko było inne. To się stało w ułamku sekundy - kiedy oddałem życie Bogu. I On zaczął działać w moim życiu. Mija piąty rok, od kiedy odkryłem swoje nowe powołanie - rap. Rapuję o tym, co mam w sercu - a to, co w sercu, to i na ustach. Już nie mam pustki. Mam Boga. Zaufałem Mu, przyjąłem Go do serca. Już nie polegam na swoim rozumie, ale na Nim. I chcę Go głosić.

Skąd ksywa Poison - z angielskiego „trucizna”? - Tak mnie nazywali na osiedlu jeszcze przed moim nawróceniem. I tak zostało. Bo mój przekaz niektórzy odbierają jak trucie. Tak jest - czasem dużo gadam, trochę truję, ale wiem, że muszę powiedzieć to, co mam w sercu.