11 lat w 11 dni

Urszula Rogólska

publikacja 04.09.2013 11:00

Bielszczanie - Agata i Piotr Barcikowie postanowili w niezwyczajny sposób uczcić swoją rocznicę ślubu. Przeszli Małopolską Drogę św. Jakuba z Sandomierza do Krakowa.

11 lat w 11 dni Agata i Piotr Barcikowie z Credencialami - pielgrzymimi legitymacjami pątników idących szlakami św. Jakuba Urszula Rogólska /GN

- W czerwcu obchodziliśmy niezwykle okrągłą - bo jedenastą - rocznicę ślubu. Uznaliśmy, że to będzie dobry pomysł... - z humorem mówi Piotr Barcik, mąż Agaty.

Najtrudniej było się rozstać z synem Dawidem. Na szczęście w Andrychowie mieszka stęskniona za wnukiem babcia.

Kupili przewodnik, który okazał się prawdziwą skarbnicą wiedzy o szlaku i mijanych na nim miejscowościach i... niedawno wrócili ze swojej rocznicowej, małżeńskiej wyprawy Małopolską Drogą św. Jakuba, wiodącą z Sandomierza do Krakowa.

Pobrali się jedenaście lat temu. 203 kilometry pokonali pieszo w 11 dni - każdy dzień wędrówki na jeden dzień ich wspólnego życia rodzinnego. Pielgrzymka stała się ich podziękowaniem Panu Bogu za nie. - Sandomierz był też naszym pierwszym wspólnym celem zaraz ślubie! - zauważa Piotr.

- Dzień po dniu przypominaliśmy sobie co się wydarzyło. Sprawy ważne, trudne, zakręty związane z utratą pracy, ale też wszystkie historie humorystyczne. Modliliśmy za osoby, które poznaliśmy - opowiadają.

Na szlak wychodzili około 8.00-8.30. Szli z credancialami - legitymacjami, które otrzymali na początku pielgrzymki i które są przepustką do otrzymania noclegu w wyznaczonych miejscach  na trasie. Codziennie udało się im być na Mszy św. - a że był to jeszcze czas wakacji, trzeba było tylko cyrklować w niektórych miejscowościach czy Eucharystia będzie rano czy wieczorem.

- Było cudownie. Nie przewidzieliśmy, że można tak odpocząć, w takiej głuszy - wspominają. - Szliśmy terenami trzech diecezji - sandomierskiej, kieleckiej i krakowskiej. To miejsca słabo zaludnione, a szlak prowadzi przez malownicze tereny. Sady jabłoni, śliw, ciągną się po horyzont, jak winnice w Hiszpanii.

Szlak z Sandomierza jest oznakowany żółtymi strzałkami i muszlami w różnych formach. - Szliśmy szlakiem kościołów św. Jakuba - wspominają. - Wszystkie bardzo stare, pochowane między wioseczkami, których byśmy pewnie nigdy nie zobaczyli jadąc z pielgrzymką autokarową. Po drodze spotykaliśmy też miejsca okazałe, jak choćby Wiślica i Skalbmierz z pięknymi kolegiatami. Dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy Wiślicy przyjęli chrzest sto lat przed Chrztem Polski, że w kościele w Wiśniowej spoczywa serce Hugo Kołłątaja, że sześć kościołów jakubowych to zasługa... niemoralnego prowadzenia się króla Kazimierza Wielkiego. A właściwie jego ekspiacji. Kiedy król doprowadził do śmierci księdza, który go upominał, za pokutę otrzymał budowę kościołów. Stoją do dziś.

Wędrówka była okazja do wielu rozmów z mieszkańcami mijanych miejscowości - o ich bolączkach, problemach z pracą, sprzedażą produktów rolnych, problemach dzieci, które pracują w polu kosztem nauki w szkole.

Choć początkowo obawiali się o swoją formę, nogi ich nie zawiodły. - Trochę bolały plecy, ale uporaliśmy się i z tym. Tam, gdzie spotykaliśmy ludzi, spotykaliśmy się też z ich wielką życzliwością, zainteresowaniem i otwartością - opowiadają. - Kiedy podchodziliśmy poprosić o wodę, od razu wielokrotnie byliśmy goszczeni tym, co gospodarze sami mieli. Wielu z zainteresowaniem pytało dlaczego idziemy, niektórzy od nas dowiadywali się, że... mieszkają przy jakubowym szlaku.

Jako, że szlak nie jest jeszcze zbyt uczęszczany (nie spotkali ani jednego pielgrzyma, a ostatni był miesiąc przed nimi), noclegi zarezerwowali wcześniej. Nocowali na plebaniach, w gospodarstwach agroturystycznych, remizach strażackich. Za noclegi płacili 20-25 zł, choć kilkakrotnie zdarzyło się donativo - za ofiarę. Cała wyprawa, łącznie z dojazdem, kosztowała ich 900 zł - za dwie osoby. Mieli ze sobą gotówkę - na samym szlaku nie ma bankomatu.

Metą ich wędrówki był Plac Dominikański w Krakowie. Tam stał kiedyś kościół św. Jakuba. Dawno temu jednak rada miasta nakazała jego rozbiórkę - gród nie utrzymałby tylu kościołów na tak małym terenie.

Tłum na krakowskim rynku bardzo kontrastował z tym, czego doświadczali przez minione dni...

Wszystkim, którzy szukają sposobu na aktywny wypoczynek - ze sobą, z Panem Bogiem, wśród przyrody - życzą takiej wyprawy. I pielgrzymim, hiszpańskim zwyczajem dodają: Buen Camino - Szczęśliwej Drogi!


Więcej o wyprawie Agaty i Piotra w papierowym wydaniu „Gościa” na 15 września.