Znajomości ze świętymi

Ks. Jacek M. Pędziwiatr

Jesteśmy dumni ze świętych. A oni z nas?

Znajomości ze świętymi

Mieliśmy na Podbeskidziu od dawna kaplicę św. Jana Kantego w Kętach i sarkandrowską „Kaplicówkę” w Skoczowie. Świeże kwiaty zawsze leżą w celi śmierci ojca Kolbego, a kościół św. Maksymiliana w Oświęcimiu jest też jego sanktuarium. Taką samą rangę zyskał niedawno kościół w Wilamowiacach, miejscu urodzenia św. Józefa Bilczewskiego, arcybiskupa Lwowa.

Wilamowickie sanktuarium rodziło się na naszych oczach. Przeżywaliśmy wraz z jego rodakami proces, potem beatyfikację i kanonizację arcybiskupa Józefa. Poznaliśmy go, także z pism, które po nim pozostały. Przyznam, że ze szczególną uwagą wracam do jego wykładu o Eucharystii. Zrobiłbym z niego obowiązkową lekturę dla przyszłych księży i katechetów, którzy od wilamowianina mogą się uczyć, jak poznać, zrozumieć i pokochać Mszę świętą i jak z zapałem mówić o tym poznaniu, zrozumieniu i miłości innym.

W naszych kościołach przeżywamy renesans relikwii świętych. Lawinę wywołała chyba święta Faustyna, popularny jest też ojciec Pio, a ostatnio coraz częściej słyszymy o intronizacji relikwii błogosławionego Jana Pawła II i księdza Popiełuszki. Uczestnicząc w tych uroczystościach, nieraz pytam ludzi, co im z tych relikwii. I widzę dumę w oczach, i radość: chlubią się posiadaniem cząstki kogoś świętego. Widziałem też, z jaką dumą i przejęciem chłopcy i dziewczęta z dużych miast i z góralskich wiosek nieśli dostojne relikwiarze podczas bielskiego Korowodu Świętych.

- Bo to NASZ święty! - widzę radosne ogniki w oczach dziewczyny z warkoczem, w kwiecistej spódnicy, serdaku i kierpcach na wełnianych skarpetach.

Święty to ktoś, kogo podziwiamy. Trochę rzadziej naśladujemy, bo to ponad nasze siły. Ale nade wszystko, jesteśmy z niego dumni. Nasz święty - tak myślimy. I przyjdzie czas, że staniemy przed bramą nieba i powiemy o tych naszych świętych, z kim to się nie znaliśmy, nie zadawaliśmy się tu na ziemi. Ciekaw jestem, czy oni równie chętnie przyznają się do nas. Bo nic to wielkiego mówić o kimś, kto był przed nami: to mój orędownik. Wielką rzeczą jest z jego ust usłyszeć o sobie: to mój wierny naśladowca.

Sanktuarium, relikwie - to wielka rzecz dla tych, którzy tu mieszkają i dla pielgrzymów: nie tylko podziwiać, ale uczyć się i naśladować, zasłużyć na uznanie naszego świętego.

I przypomniała mi się jeszcze opowiastka: Umarł pewien adwokat. Stanął u rajskich drzwi.

- Adwokatów nie wpuszczamy - oznajmił mu anioł-dyżurny.

Prawnik podniósł rwetes, na przemian płacząc i stanowczo protestując. Usłyszał to święty Piotr.

- A co tam się dzieje? - spytał anioła.

- Mam tu takiego jednego, mówi, że był adwokatem, a przecież adwokatów nie wpuszczamy.

Rzucił okiem Niebieski Klucznik przez uchyloną bramę, otaksował przybysza.

- Wpuść go, wpuść, jaki tam z niego był adwokat...